Wychodźstwo patriotyczne 1831 roku nie stanowiło w dziejach Polski XVIII-XX wieku zjawiska nowego. Polacy udawali się wszak na emigrację z powodów politycznych już po klęsce konfederacji barskiej, później zaś po przegranej wojnie 1792 roku, po upadku insurekcji i trzecim rozbiorze. Natomiast exodus polistopadowy wyróżniał się liczebnością (wyjechali z Polski najwybitniejsi ludzie tej epoki), emigracja polityczna stała się od 1831 roku aż po nasze czasy ważną „instytucją narodową”, wychodźcy polityczni zaś wolną częścią zniewolonego narodu. Po 1831 roku pytanie o polską kulturę artystyczną i polską myśl polityczną nie mogło już być tylko pytaniem o to, co tworzy się w kraju. Trzeba było pytać o tę Polskę, co za granicą.
Wielka Emigracja czuła swe wyjątkowe posłannictwo, uważała, że reprezentuje wolną Polskę. Wychodźstwo swe (niektórzy mówili o pielgrzymstwie) traktowała jako tymczasowe. Polacy opuszczali Królestwo jako insurgenci, którzy nie składają broni, lecz przy pierwszej nadarzającej się okazji powrócą, aby podjąć na nowo zawieszone tylko, lecz wciąż trwające powstanie. Uważano, że niepodległa Polska wciąż istniała, żyjąc już nic nad Wisłą, lecz nad Sekwaną.
Przemarsz przez Niemcy i Francję w 1831 i 1832 roku umocnił wiarę emigrantów, że reprezentują nie tylko Polskę, lecz wszystkie domagające się wolności ludy Europy. Bo też witano żołnierzy powstańczych entuzjastycznie przede wszystkim w antypruskich państwach niemieckich (wiersze, przemówienia, pieśni, luki triumfalne, wiece…), ale również we Francji.
W odróżnieniu od nielicznych fal wychodźczych z końca XVIII stulecia emigracja polistopadowa była masowa. Na Zachód udało się w sumie blisko 9000 ludzi, niemal wyłącznic mężczyzn. Około 75 procent ogółu wychodźców stanowiła szlachta oraz inteligencja szlacheckiego i po części mieszczańskiego pochodzenia (głównie oficerowie, politycy, urzędnicy), a 25 procent chłopi i plebejusze miejscy (głównie żołnierze i podoficerowie). Większość emigracji to żołnierze listopadowej armii, mniejszość – politycy, posłowie, dziennikarze. Około dwóch trzecich emigrantów zatrzymało się we Francji, a Paryż stał się na długo stolicą wolnych Polaków. Mniej liczne grupy wychodźców osiadły w Anglii, Szwajcarii, Belgii, Niemczech i Stanach Zjednoczonych. nic zabrakło emigrantów w Turcji i Algierii, we Włoszech, a nawet – to już jednak jednostki – w Meksyku, Chile i Argentynie.
We Francji rząd płacił emigrantom niewielkie zasiłki miesięczne (przez czas krótki i dość „selektywnie” wypłacał subsydia również rząd brytyjski). Wychodźcy osiedli we Francji nazywali je „żołdem”. Rząd Ludwika Filipa lękał się rewolucyjnej zarazy, jaką nieśli ze sobą Polacy, uważani przez władze orleańskiej monarchii za radykalnych republikanów, toteż trzymał ich w większości w wyznaczonych miejscach, czyli tak zwanych zakładach, z dala od Paryża. Z wyjątkiem niewielkich grup zamożnych ziemian arystokratów większość wychodźców żyła skromnie, nieraz w biedzie. Wielu pracowało zarobkowo, najczęściej fizycznie. Niektórzy uczyli się, zwłaszcza zawodów technicznych, odnotowując po studiach niemałe osiągnięcia (polscy inżynierowie byli wysoko cenieni w wielu krajach Europy, Afryki, Azji i Ameryki). Większość wegetowała, zżerana smutkiem nostalgii, marząc o powrocie do wolnej ojczyzny. Prowadzono nieustające dyskusje o przeszłości i przyszłości, zawzięcie się spierano („potępieńcze swary”), obrzucano obelgami, pojedynkowano. Codzienność była niepewna zarówno pod względem materialnym, jak psychicznym („trwała tymczasowość”, nieprzystosowanie) i politycznym (nie ufała emigrantom policja, szpiegowali ich agenci rosyjscy i pruscy). Nie brakło chorób (gruźlica) i przedwczesnych śmierci. Niektórzy kończyli samobójstwem. Ale spora część emigracji żyła gorączkowo, niezwykle intensywnie i twórczo: pisano, oddawano się namiętnie działalności organizacyjno-politycznej, zabiegano, gdzie się dało, o sprawę polską, walcząc o nią w obcych szeregach i na straconych barykadach, przedzierano się do ojczyzny (emisariusze), zasilano spiski krajowe. To prawda, że niektórzy – rzecz naturalna – porzucali politykę, zajmowali się wyłącznie sprawami prywatnymi, a nawet wynaradawiali. O obliczu i znaczeniu Wielkiej Emigracji w naszych dziejach decydowało 20-30 procent wychodźstwa, czyli niezwykle aktywna, spalająca się w myśli i czynie mniejszość.
Wielką Emigrację charakteryzowała płynność. Zdarzały się powroty do kraju, częściej jednak z Polski napływały nowe fale uchodźców i prześladowanych. Tak było w latach trzydziestych, w czasie i po upadku Wiosny Ludów (1848-1849). Trwał nieustanny ruch w obie strony. Jednakże od większości ludzi rozsianych, osiadłych na głębokiej prowincji francuskiej, kraj oddalał się stopniowo, a w końcu stawał się dla nich niezrozumiały. nic też dziwnego, że choć mianem Wielkiej Emigracji określa się zazwyczaj wychodźstwo polityczne okresu zamkniętego datami 1831 i 1862, to jednak emigracja jako część narodu była naprawdę wielka w czasie od upadku powstania listopadowego (1831) do schyłku Wiosny Ludów (1849).
Na wychodźstwie znalazła się w praktyce cała elita intelektualna i polityczna narodu polskiego. nic tedy dziwnego, że Wielka Emigracja, działająca w warunkach niemal nieskrępowanej wolności, stała się kuźnią polskiej myśli politycznej i wielkim ośrodkiem kultury narodowej.
Liczba organizacji, związków, komitetów, jakie tworzyły się i rozwijały na emigracji, była ogromna. Trudno więc, a i nie ma potrzeby, wymieniać i charakteryzować wszystkich, wraz z licznymi rozłamami, secesjami i zjednoczeniami dokonywanymi w toku ostrych sporów i gorących dyskusji. Nie będzie wielkim uproszczeniem stwierdzenie, że wychodźstwo dzieliło się na dwa wewnętrznie zróżnicowane odłamy – demokratyczny i liberalno-konserwatywny.
W toku zażartych dyskusji nad przyczynami upadku powstania listopadowego, toczonych już w pierwszych tygodniach pobytu na obczyźnie, nastąpił rozłam na lewicę i prawicę. Lelewel w grudniu 1831 roku stanął na czele paryskiego Komitetu Narodowego Polskiego, antymonarchistycznego i powiązanego z rewolucyjnym obozem europejskim, lecz myślącego o walce „całego narodu” pod przewodem szlachty. Komitet został rozwiązany po roku przez władze francuskie, a Lelewel wydalony z Francji (od 1833 roku stale przebywał w Brukseli). Już w marcu 1832 roku dokonał się w Komitecie rozłam, a w jego wyniku zostało założone przez Jana Nepomucena Janowskiego, Tadeusza Krępowieckiego i Aleksandra Kazimierza Pułaskiego Towarzystwo Demokratyczne Polskie (TDP), ostro krytykujące Lelewela za zbytnie polityczne umiarkowanie.
Lelewel, niechętny konserwatystom skupionym wokół Czartoryskiego, nie zrezygnował – mimo utworzenia TDP – z kierownictwa nad demokratycznym odłamem wychodźstwa. Związany z karbonariuszami, utworzył tajną Zemstę Ludu, a następnie Młodą Polskę, wreszcie Zjednoczenie Emigracji Polskiej (1837). Wszystkie organizacje Lelewelowskie miały program republikański, nawoływały całe społeczeństwo do walki o niepodległość demokratycznej Polski. Leleweliści rozumieli, iż kluczową sprawą społeczną i narodową jest problem chłopski, uważali jednak, że współpraca szlachty z ludem jest niezbędna. Bardzo silnie podkreślali wagę współpracy z demokratami innych krajów – w imię solidarności ludów Europy – w walce przeciw Świętemu Przymierzu.
Towarzystwo Demokratyczne Polskie grupowało większość emigracyjnej lewicy. Nigdy nie było pod względem ideowym jednolite. Zrzeszało liberałów, „półśrodkowych” demokratów i radykałów. Kierowała nim Centralizacja mająca siedzibę we Francji, a od 1849 roku w Anglii. Tak zwany Mały manifest TDP (1832) głosił trójzaborową walkę powstańczą o niepodległą Polskę, w której chłopi uzyskaliby całą ziemię. W wyniku sporów i dyskusji sformułowano nowy program |tak zwany Wielki manifest z Poitiers, uchwalony w 1836 roku). Głosił on, że sam naród polski odzyska niepodległość, a odrodzona Polska będzie demokratyczną republiką w granicach zbliżonych do przedrozbiorowych, ale na zachodzie sięgających Odry.
Wyzwalająca się Polska natychmiast zniesie pańszczyznę, a włościanie otrzymają na własność ziemię. To ostatnie postanowienie pojmowano różnie. Radykałowie uważali, że grunty otrzymają również bezrolni, umiarkowani zaś utrzymywali, że ziemia należy się jedynie chłopom, którzy już ją użytkują.
TDF, którego przywódcami i ideologami byli Wiktor Heltman i Wojciech Darasz, stało się w latach czterdziestych najważniejszą i najbardziej wpływową formacją polityczną emigracji. Umiarkowanie demokratów w sprawie chłopskiej wynikało z trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość polską. Wiedzieli wszak, że patriotyczna szlachta wciąż stanowi ogromną siłę polityczną, społeczną i kulturalną. Jednakże owo umiarkowanie sprawiło, że od TDP oderwało się skrzydło radykalno-demokratyczne.
Już pod koniec 1832 roku Krępowiecki gwałtownie obwinił szlachtę zarówno o upadek powstania listopadowego, jak i dawnej Rzeczypospolitej. Jednocześnie wygłosił apologię chłopskich przywódców koliszczyzny z 1768 roku, wzywając włościan polskich do antyfeudalnej rewolucji połączonej z wojną o niepodległość Polski ludowej i anty szlacheckiej. Był to zarys programu rewolucyjno-demokratycznego. Miał on za sprawą szlacheckich radykałów zyskać poparcie byłych chłopów i wyrobników, a zarazem byłych żołnierzy powstańczych.
Oto w Portsmouth osiedlili się w 1834 roku żołnierze, którzy odmówili powrotu z Prus do Królestwa Polskiego i nie skorzystali z carskiej amnestii. Więzieni i maltretowani, między innymi w Grudziądzu, zdołali dotrzeć do Anglii. Rząd brytyjski oferował im głodowe zasiłki. Byli to w sporym odsetku zawodowi żołnierze, zapewne chłopskiego pochodzenia. Chłopów od pługa naliczyć można niewielu, więcej rzemieślników i wyrobników. Rychło w Portsmouth zawiązała się żołnierska sekcja TDP. Usunięci z towarzystwa szlacheccy radykałowie, między innymi Krępowiecki, Pułaski, Worcell i Dziewicki, zaczęli działać. Wywierając wpływ na żołnierzy, doprowadzili do zerwania ich sekcji w Portsmouth z TDP i założenia Gromady Grudziąż Ludu Polskiego (październik 1835 roku), liczącej stu czterdziestu jeden członków. Kilka miesięcy później w St. Helier na wyspie Jersey zawiązała się kilkuosobowa, ściśle inteligencka Gromada Humań (Zenon Świętosławski). Wreszcie część gromadzian, którzy przenieśli się do Londynu, utworzyła Gromadę Praga (1841).
Głównymi ideologami Gromad byli: Krępowiecki, Worcell i Świętosławski. Oni to formułowali (a częściowo narzucali) chlopsko-plebejski program. Gromadzianie pragnęli odbudowy niepodległej Polski w wyniku powstania, będącego zarazem rewolucją agrarną. Ojczyźnie szlachty przeciwstawiali ojczyznę ludu. Ta druga w wolnej Polsce przejmie na własność całą ziemię i oddawać ją będzie okresowo do użytkowania chłopom. Według gromadzian własnością może być tylko to, co zostało zdobyte własną pracą. Utopijny ustrój wspólnoty miał sprawić, że Polska „ominęłaby” kapitalizm, który gromadzianie ostro krytykowali.
Izolowani politycznie i nieliczni gromadzianie szybko zamienili się w rodzaj sekty. Od rewolucjonizmu agrarnego przechodzili do marzeń utopijno-socjalistycznych, wreszcie – za sprawą Świętosławskiego – do mistycznych koncepcji chrześcijańsko-socjalistycznych. W latach czterdziestych Gromady, od których odchodzili przywódcy, aby działać w organizacjach „żywych” (Zjednoczenie Emigracji Polskiej, TDP), osłabły i rozwiązały się (1846). „Znaczenie historyczne Gromad Ludu Polskiego nie polega na ich życiu organizacyjnym, sporo w nim było przesadnych ambicji i naiwności, lecz na wprowadzeniu do zasobu polskiej myśli społecznej i politycznej elementów ideologii socjalistycznej” (Sławomir Kalembka).
Nurt demokratyczny emigracji (leleweliści, TDP Lud Polski) przeciwstawiał się konserwatystom Czartoryskiego, lecz starał się też – wraz z działaczami umiarkowanymi, centrowymi – o polityczne zespolenie wychodźstwa. Usiłowała je osiągnąć Konfederacja Narodu Polskiego (Józef Dwernicki), a zwłaszcza znane już nam Zjednoczenie Emigracji Polskiej. Po 1846 roku rozpadło się ono, część jego zwolenników (wraz z Lelewelem) wstąpiła do Tl)p mniejszość związała się z Czartoryskim.
Nurt monarchiczno-konserwatywny, a następnie – w wyniku ewolucji – monarchiczno-liberalny, skupił się wokół „króla de facto”, księcia Adama Czartoryskiego. Stronnictwo monarchiczne |Władysław Zamoyski, Narcyz Olizar, Janusz Woronicz, Ludwik Bystrzonowski, Michał Czajkowski) określano mianem Hotelu Lambert, od siedziby księcia na Wyspie św. Ludwika w Paryżu. Organizacje: tajny Związek lnsurekcyjno-Monarchiczny (1837) i jawne Towarzystwo Monarchiczne 3 Maja (1843), nie miały większego znaczenia. Wszystkim kierował stary książę, znaczny wpływ na sprawy ruchu, zwłaszcza od lat czterdziestych, wywierał też hrabia Zamoyski.
Czartorysczycy w pierwszej dekadzie polistopadowej opowiadali się za utrzymaniem społecznego i politycznego status quo. Od około 1840 roku propagowali stopniowe uwłaszczenie chłopów i demokratyczno-liberalne reformy polityczne pod egidą szlachty, a bez szkodliwej dla kraju i jedności narodu rewolucji. Ich niepodległa Polska, odrodzona w wyniku powstania wszczętego w dogodnym momencie i przy obcej pomocy, miała być królestwem konstytucyjno-liberalnym, państwem silnym i praworządnym. Czartoryski w swej polityce liczył na pomoc państw obcych (bez ich interwencji odzyskanie niepodległości uważał za mrzonkę), choć nie lekceważył wpływu zachodniej opinii publicznej. Pragnął wygrać konflikty Anglii, Francji i Turcji z Rosją, aby postawne na porządku dziennym sprawę polską. Oprócz działalności dyplomatycznej i propagandowej ważnym polem aktywności Hotelu Lambert było uwieńczone dużym sukcesem popieranie polskiego piśmiennictwa i kultury na emigracji (szkoły, stowarzyszenia literackie, Biblioteka Polska w Paryżu).
Wielka Emigracja utrzymywała kontakty z krajem. Liczni agenci i emisariusze przedostawali się do Polski, przekazywali instrukcje, organizowali spiski, przerzucali emigracyjne druki. Wpierw najaktywniejsi byli leleweliści, w latach czterdziestych TDP choć i Hotel Lambert miał swoich ludzi i wpływy w kraju, zwłaszcza w Poznańskiem i Galicji. Emigracja, korzystając z dorobku myśli politycznej Zachodu, przekazywała koncepcje, inspiracje ideowe i doświadczenia organizacyjne krajowemu środowisku patriotycznemu. Z czasem kraj zaczął działać samodzielnie, wychowując w latach czterdziestych wybitnych działaczy i myślicieli politycznych. Jednakże w przygotowaniach powstańczych (Wiosna Ludów) emigranci odegrali nader istotną rolę.
Wychodźcy starali się wywierać wpływ zarówno na „Europę ludów”, jak „Europę rządów”. Organizacje demokratycznej emigracji współpracowały z europejskim ruchem rewolucyjnym w myśl zasady „za waszą wolność i naszą”. Polacy współdziałali z karbonariuszami, biorąc czynny udział w próbie niemieckiego powstania węglarskiego we Frankfurcie (1833). Współpracowali też z Wiochami, między innymi z Józefem Mazzinim. Młoda Europa, którą ten rewolucjonista zorganizował, stanowiła nadrzędną organizację Młodej Polski. Gromada Grudziąż solidaryzowała się z brytyjskim ruchem czartystów. Demokraci utrzymywali kontakty z Karolem Fourierem i Ludwikiem Augustem Blanąui, a Lelewel był, wraz z Karolem Marksem, wiceprezesem Międzynarodowego Towarzystwa Demokratycznego.
Agenci Czartoryskiego informowali rządy krajów zachodnioeuropejskich o sprawie polskiej i zabiegali o jej poparcie, usiłowali tworzyć polskie oddziały przy armiach państw znajdujących się w konflikcie z Rosją, pobudzali świadomość narodową i ruchy niepodległościowe ludów bałkańskich i azjatyckich (Persja, Kaukaz). Szczególnie dużą wagę przywiązywał Czartoryski do popierania Turcji przeciwko Rosji. Rolę Bałkanów dla sprawy Polski widział niemal proroczo. Wszak tam rozpocznie się w 1914 roku Wielka Wojna, owa wymarzona przez emigrantów powszechna wojna o wolność ludów, z której wyrośnie niepodległa Polska.
Doniosłość Wielkiej Emigracji w dziejach narodu mierzyć należy przede wszystkim jej wielkością w kulturze, ogromną atrakcyjnością ideową i artystyczną. Gdy za sprawą zaborców zapanowało w kraju, i to na wiele lat, kulturalne, a zwłaszcza literackie upustynnienie (był jeden wielki wyjątek – Aleksander Fredro, choć i on zamilkł parę lat po upadku powstania listopadowego, oraz jeden mniejszy, czyli powieść obyczajowa – Józef Korzeniowski i Józef Ignacy Kraszewski), na wychodźstwie, w warunkach wolności, nastąpiła istna erupcja twórczości. Była to eksplozja romantyczna, przede wszystkim w literaturze, bo już znacznie mniej w muzyce (jeden bardzo wielki – Chopin) i sztukach plastycznych (mało znany półemigrant Piotr Michałowski). Tylko w poezji Wielka Emigracja przetrwała triumfalnie właściwie do dziś, zawojowała też w znacznej mierze świadomość Polaków. Już za życia wieszczów znała ich utwory znaczna większość ziemiaństwa oraz młoda inteligencja. Pod koniec XIX wieku społeczny zasięg wpływów romantycznego słowa poetyckiego stał się nieporównanie szerszy.
Romantyzm sprawił, że pisarz nie był zawodowym wyrobnikiem pióra. Stał się, jak Mickiewicz i Słowacki (ale i półemigrant, syn ultralojalisty, Zygmunt Krasiński), narodowym wieszczem. To właśnie od czasów drezdeńskich „Dziadów” i „Kordiana”, od pielgrzymiej emigracji „zadaniem poety nic jest tylko pisać dobre wiersze; ma on stać się przywódcą duchowym narodu. Podobne przemieszczenie wartości, w tak wielkim nasileniu nie znane bodaj w żadnej innej z europejskich kultur narodowych, jest zrozumiałe w odniesieniu do narodu uciśnionego i rozdartego na części, narodu, dla którego słowo stanowiło najmocniejszy czynnik integracji” (Jerzy Jedlicki).
Wielcy polscy romantycy nie reprezentowali ani tożsamych, ani niezmiennych idei politycznych. Mickiewicz bywał blisko i Lelewela, i mistyków religijnych, i utopijnych socjalistów, i Czartoryskiego. Krasiński pozostał stale polskim konserwatystą, bardzo zresztą specyficznym. Słowacki ciążył ku lewicy rewolucyjnej, ale na krótko stal się mistycyzującym towiańczykiem. Wieszczów łączyło wszakże jedno, nadzwyczaj ważne w polskiej postawie romantycznej: idea wolności i idea narodu, splecione w jedną ideę niepodległości Polski. Poetom nie brakło dumy z własnego dzieła, dumy jakże uzasadnionej. Doceniali swą rolę, a nawet misję. Do Polski zwracał się Słowacki pisząc:
Wszak myśmy z twego zrobili nazwiska Pacierz, co płacze, i piorun, co błyska.
Nic ma potrzeby enumeracji arcydzieł romantycznej literatury. Są znane. Trzeba natomiast sformułować kilka uwag o postawie i kulturze romantycznej, w tej bowiem sprawie nie brak nieporozumień.
Pisze się często i mówi o „typowych cechach” romantycznego sposobu życia i zachowania. Mają nimi być: irracjonalizm, sentymentalizm, emfaza, teatralny gest, oderwanie od realiów, szaleństwo, polityczne marzycielstwo, kult ofiary i śmierci za sprawę. Otóż niektóre z tych cech są w różnym nasileniu obecne w „wielkim romantyzmie” (sentymentalizm jednak całkiem porzucono po 1831 roku, wraz z tajemniczością, grozą i folklorystyczną ludowością), niektóre zaś dopisano ex post. Niemal wszystkie natomiast występują w „małym romantyzmie”, późnym (mniej więcej 1850-1864), czasem wręcz epigońskim. Łzawy romantyzm krajowy był uproszczonym odwzorcowaniem „wielkiego”, a w gruncie rzeczy kopią łatwo dostępnego „małego romantyzmu” (Wincenty Pol, Lucjan Siemieński, Władysław Syrokomla, Kornel Ujejski). Dzieła wielkich znane były przez długie lata mniejszości, elitom (w wypadku trudnego dzieła poety i myśliciela chrześcijańskiego, jakim był Cyprian Norwid, na szerszą recepcję przyszło czekać grube dziesięciolecia). Ich twórczość przypominała bombę o opóźnionym zapłonie. Tymczasem romantyzm drugiej rangi (gest, poza) rozprzestrzenił się szeroko i dość szybko.
To prawda, że u wielkich romantyków liczyły się ogromnie i duch, i uczucie, i poświęcenie. Jednocześnie jednak wieszczowie działali politycznie z rozwagą, często stąpali twardo po ziemi, choć przecież spalali się w pracy. Zupełnie racjonalna jest niemal cała wielka publicystyka emigracji („Demokrata Polski”, „Pszonka”, Orzeł Biały”, „Trzeci Maj” i inne), też przecież przesiąknięta romantyzmem. Oczywiście, podobnie jak ważny czynnik twórczości i postawy romantycznej stanowił historyzm, tak równie istotny okazał się irracjonalizm, współistniejący jednak z racjonalizmem. Wielcy wieszczowie budowali kulturę, cenili wysoko oświatę i naukę, nie zaś nawoływali do ofiarniczego samozniszczenia. Przecież nawet w wierszu Słowackiego „Testament mój”, uważanym z kwintesencję romantycznej filozofii życia narodowego, czytamy:
Ucz zaklinam – niech żywi nie tracą nadziei i przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei, lak kamienic przez Boga rzucane na szaniec!…
Swoisty pozytywizm (on właśnie jest pierwszy: oświata) współistnieje tu z wolą poświęcenia bez granic, ale wyjątkowego, „kiedy trzeba”, a powstanie wszak uważano w tym czasie za ostateczność konieczną.
Irracjonalizm romantyków wiązano często z religijnością, mistycyzmem i mesjanizmem. Lata międzypowstaniowe były niewątpliwie okresem powrotu do Kościoła wielu Polaków, zarówno w kraju, jak na emigracji. Nie był to wszak proces łatwy i prosty. Działał jeszcze w dobie powstania listopadowego model zachowań oświeceniowych, toteż znaczna część tych, co w 1831 i 1832 roku znaleźli się „na paryskim bruku”, byli to ludzie religijnie indyferentni (znalazłaby się też grupa ateistów) lub – w mniejszości – dość powierzchownie i formalistycznie religijni. Dodajmy, a to ważne, że papież potępił powstanie listopadowe (encyklika „Cum primum”), co odsunęło od Rzymu wiciu polskich patriotów. Wprawdzie dyplomacja Czartoryskiego osłabiła nieco negatywny ogląd Polski powstańczej przez Stolicę Apostolską, lecz problem pozostawał wciąż bolesny. Stąd antypapieskie akcenty u Słowackiego, stąd jego i Mickiewicza „mocowanie się” z Bogiem, odchodzenia od Kościoła i pojednania z nim.
Smutne położenie emigrantów i popowstaniowa sytuacja Polski, która zdawała się „Chrystusem narodów”, pragnienie tego, by żywot wychodźczy stanowił misję, a nawet pielgrzymstwo, robiły swoje. Romantycy chcieli wierzyć w przyszłość, więc zaczynali wierzyć w Boga. Coraz częściej w końcu utożsamiali sprawę polską ze sprawą ehrystianizmu. W tych warunkach nie mogą dziwić ani krótkotrwałe powodzenie Towiańskiego, jako „proroka”, u wieszczów, ani mesjanistyczne teorie o katolickiej Polsce, która zbawić ma siebie i świat. Świętosławski – czołowy ideolog Gromad w ich schyłkowym okresie – zakładał, że w przyszłym światowym państwie chrześcijańskim językiem panującym będzie polski.
Pogłosy romantycznego mesjanizmu na długo pozostały w polskiej świadomości narodowej, boleśnie ją w niejednym deformując. Trudno jednak było (poza mesjanizmem) nie wierzyć w po chrześcijańsku pojęte braterstwo ludów, w głęboki i twórczy sens ofiary, w śmierć, która niczego ważnego nie kończy, a niechybnie zapowiada zmartwychwstanie człowieka, zbiorowości, Polski.