Traktat andruszowski (1667) wywołał poważne zaniepokojenie Turcji i chanatu krymskiego. Zbliżenie polsko-rosyjskie, mogące się przekształcić w antymuzułmański sojusz wojskowy zagrażało interesom turecko-tatarskim w tej części Europy. W nowej sytuacji politycznej doszło też do zerwania pokoju, który panował od przeszło czterdziestu lat (Chocim 1621 rok) na południowej granicy państwa. Za bezpośredni powód posłużył fakt, iż hetman kozacki Piotr Doroszenko (panujący na należącej do Polski prawobrzeżnej Ukrainie) uznał się za wasala sułtana i wezwał na pomoc Tatarów (1666). Wprawdzie w rok później hetman Sobieski pokonał połączone siły kozacko-tatarskie pod Podhajcami, ale Polska nie była przygotowana do stawienia czoła inwazji tureckiej. Zrywanie sejmów, pustki w skarbie, działalność konfederacji wojskowych – wszystko to uniemożliwiało w następnych latach skuteczne przygotowanie obrony. Armia sułtana Mehmeda IV mogła więc bez przeszkód przemaszerować przez południowo-wschodnią część Rzeczypospolitej. Kamieniec padł, wojska Wysokiej Porty rozpoczęły marsz na Lwów, a czambuły tatarskie pojawiły się pod Krosnem i Bieczem. Zwycięska Turcja podyktowała Polsce w Buczaczu (październik 1672 roku) upokarzające warunki pokoju. Rzeczpospolita odstępowała imperium osmańskiemu część prawobrzeżnej Ukrainy i Podole z Kamieńcem. Równocześnie Polska zobowiązała się do płacenia corocznie haraczu, co stawiało ją w rzędzie lenników tureckich.
To bezprecedensowe upokorzenie wstrząsnęło społeczeństwem szlacheckim. Odmówiono sułtanowi płacenia trybutu, a sejm, zapomniawszy o sporach, uchwalił podatki niezbędne dla wystawienia odpowiedniej armii. Na jej czele stanął Jan Sobieski, który niebawem (w listopadzie 1673 roku) odniósł zwycięstwo pod Chocimiem; otworzyło mu ono drogę do tronu, wakującego po Śmierci Michała Wiśniowieckiego. Wkrótce po elekcji Jan III Sobieski rozpoczął na nowo działanie wojenne przeciwko wojskom osmańskim i stawił im czoło w obozie warownym pod Żurawnem. Brak środków na prowadzenie dalszej wojny skłonił jednak króla do podpisania z Turcją rozejmu, który pozostawiał w jej rękach Podole wraz z twierdzą kamieniecką (1676).
U jego genezy leżało również i to, że w tych właśnie latach Sobieski próbował dokonać radykalnego zwrotu w polskiej polityce zagranicznej; miał on polegać na zakończeniu wojen z Wysoką Portą i rozpoczęciu starań o zdobycie Prus Książęcych, co tym samym dawałoby Rzeczypospolitej mocną pozycję nad Bałtykiem.
Sprzymierzeńca tych ambitnych planów widziano w Szwecji, przede wszystkim zaś we Francji, która miała również pośredniczyć w rokowaniach pokojowych z Turcją. Do stronnictwa francuskiego Sobieski należał już od dawna, między innymi pod wpływem żony, Marii Kazimiery, markizy d’Arquien, potocznie zwanej a Polsce Marysieńką. Jego elekcja oznaczała więc polityczny sukces Ludwika XIV; tajny sojusz polsko-francuski, zawarty w Jaworowie (1675), przewidywał, iż Polska zaatakuje Prusy Książęce, Francja zaś nakłoni sułtana do zwrotu zagarniętych przez niego terytoriów Rzeczypospolitej. Towarzyszył temu traktat polsko-szwedzki (Gdańsk 1677) oraz wspomniany już przez nas rozejm w Żurawnie. Na drodze do realizacji tych planów stanęła jednak potężna opozycja szlachecko-magnacka, subwencjonowana hojnie przez agentów brandenburskich i cesarskich, [ej przywódcy myśleli nawet o detronizacji Sobieskiego oraz przekazaniu korony któremuś z Habsburgów.
Plany królewskie były zwalczane gwałtownie również przez dwór papieski i powiązaną z nim część kleru polskiego. Wiedeń i Rzym nie życzyły sobie ustania konfliktu polsko-tureckiego, który w poważnym stopniu uwalniał posiadłości cesarskie na Bałkanach od ataków Wysokiej Porty. Szlachta zaś nie miała wiele zrozumienia dla żywotnych interesów Polski nad Bałtykiem. Równocześnie i Turcja, mimo nalegań francuskich, okazała się mało skłonna do ustępstw terytorialnych na rzecz Polski. Wszystkie te okoliczności zmusiły Sobieskiego do wyrzeczenia się projektów ataku na Prusy Książęce. Cały swój wysiłek skierował ponownie na walkę z półksiężycem, której miała służyć montowana przez Jana III – z mizernym zresztą powodzeniem – liga antyturecka.
Dopiero w 1683 roku przyłączyła się do niej Austria; przymierze polsko-austriackie zostało podpisane w momencie, kiedy armia sułtana stała już niemal pod murami Wiednia, zagrażając samemu istnieniu cesarstwa. Zamiast na Królewiec Sobieski pomaszerował więc na czele dwudzicstojednotysięcznej armii z odsieczą stolicy Austrii. Objąwszy dowództwo połączonych sił polsko-austriacko-niemieckich (ogółem ponad 60 000 żołnierzy), rozbił on pod murami Wiednia równą mu mniej więcej liczebnie armię turecką (12 września 1683 roku). Do zwycięstwa przyczyniła się polska husaria; wielkie znaczenie miało umiejętne współdziałanie różnych rodzajów broni (zwłaszcza artylerii i piechoty). Zabłysły tu również w pełni zdolności dowódcze Sobieskiego. Cały obóz turecki wpadł w ręce zwycięzców. Chłodne przyjęcie, a nawet afronty, okazywane później Polakom przez cesarza Leopolda I, w pełni zrekompensowała europejska sława wojska polskiego oraz jego wodza. Z mniejszym natomiast powodzeniem przebiegał pościg za rozbitym przeciwnikiem; w pierwszym dniu bitwy pod Parkanami (w dzisiejszej Słowacji) armia polska znalazła się w trudnej sytuacji (o mało nie zginął sam król). Ostatecznie jednak udało się i tym razem pokonać Turków, którzy w następnych dniach stracili ważną twierdzę Ostrzyhom (Esztergom).
Poprzestanie tylko na tych sukcesach stawiałoby pod znakiem zapytania sens udziału Polski w odsieczy Wiednia, skoro Rzeczypospolitej nie udało się odzyskać utraconych na rzecz Wysokiej Porty ziem z tak ważnym Kamieńcem Podolskim. Dlatego też Jan III Sobieski przyłączył się (1684) do tak zwanej Świętej Ligi, w skład której wchodziły również Austria, Wenecja i papiestwo. W ten sposób Rzeczpospolita rozpoczęła cykl długich i wyczerpujących walk z Turcją i Tatarami, których owoce miała w głównym stopniu zbierać Austria. Ta zaś, nie chcąc popierać penetracji polskiej na południu, nie udzielała Sobieskiemu żadnego wsparcia w trakcie jego działań militarnych na tych terenach. Król wyprawiał się kilkakrotnie (w latach 1684-1687, 1689 i 1691) zarówno na Podole, aby odebrać Kamieniec, jak i do Mołdawii, gdzie na tamtejszym tronie książęcym pragnął osadzić swego syna Jakuba. Celem uzyskania pomocy Rosji w działaniach antytureckich król zawarł z nią tak zwany wieczysty pokój (zwany w naszej historiografii traktatem Grzymułtowskiego) w 1686 roku, w którym definitywnie wyrzekł się terenów odpadłych od Polski w Tozejmie andruszowskim.
Rosnące znużenie wojną, nic przynoszącą żadnych konkretnych korzyści, powodowało, iż dwór polski parokrotnie podejmował próby zawarcia separatystycznego pokoju z Turcją. Za każdym jednak razem niweczyła je w zarodku opozycja magnacka, inspirowana lub wręcz opłacana przez cesarza i elektora, jak również ciesząca się pełną aprobatą dyplomacji papieskiej. Turcja natomiast zgadzała się jedynie na oddanie Podola z Kamieńcem, i to pod warunkiem zburzenia znajdujących się tam fortyfikacji. Ostatecznie pokój został podpisany dopiero w 1699 roku w Karłowicach, a więc w trzy lata po śmierci Sobieskiego (1696). Na mocy układu Polska odzyskiwała nic tylko Podole z Kamieńcem, lecz również przypadłe Turcji w 1672 roku tereny województw kijowskiego i bracławskicgo.
W ten sposób ostatecznie zamknięto długi okres wojen polsko-tureckich; były one niewątpliwie koniecznością, zważywszy na fakt, że w ostatniej ćwierci XVII wieku Rzeczpospolita znalazła się na szlaku ekspansji osmańskiej. Rozstrój wewnętrzny państwa polskiego sprawiał jednak, że jako najsłabszy uczestnik koalicji nie mogło ono w należyty sposób wykorzystać swego udziału w lidze antyturcekiej. W interesie Habsburgów Rzeczpospolita dość często ściągała na siebie główny atak sil tatarsko-tureckich, co powodowało niesłychane osłabienie zarówno militarne, jak finansowe i gospodarcze państwa. Było to tym niebezpieczniejsze, że równocześnie niepokojąco wzrastała siła jego sąsiadów: Moskwy, Austrii i Brandenburgii.
Świadomi korzyści płynących z wewnętrznej słabości Rzeczypospolitej, zawierali oni układy, umożliwiające wspólne działanie w celu zachowania w Polsce anarchii szlacheckiej i „złotej wolności”. Te tajne traktaty: austriacko-rosyjski (1675) i szwedzko-brandenburski (1686 i 1696) stanowiły groźny przejaw obcej ingerencji w wewnętrzne sprawy państwa polskiego, świadczącej zarazem o coraz większym upadku międzynarodowej pozycji Rzeczypospolitej. Sąsiedzi zaczynali się powoli oswajać z myślami o możliwości rozbioru Polski (traktat w Radnot z 1656 roku); uważali również za naturalne decydowanie o kandydacie na jej tron. W następnym stuleciu Rzeczpospolita stanie się stopniowo przedmiotem polityki międzynarodowej, a jej terytorium obiektem przetargu potężniejszych sąsiadów. Wszystko to nie byłoby możliwe bez głębokiego kryzysu społecznej i politycznej struktury państwa polskiego.