Walka o reformę państwa i rokosz Lubomirskiego

Klęski poniesione w latach 1648-1660, zwłaszcza zaś gwałtowne załamanie się państwowości polskiej w pierwszym okresie inwazji szwedzkiej, uświadomiły stronnictwu dworskiemu palącą konieczność przeprowadzenia radykalnych reform ustrojowych. Fakt, iż Rzeczpospolita z nieporównanie większą liczbą ludności (nie mówiąc o terytorium) niż Szwecja uległa stosunkowo niezbyt licznej armii Karola Gustawa, ukazywał wyższość państwa scentralizowanego nad ustrojem Polski. Dla wielu stało się jasne, iż z chwilą gdy znalazła się ona między reprezentantami klasycznego absolutyzmu (Brandenburgią i Rosją), jedynie jako silne i scentralizowane państwo mogłaby skutecznie stawić czoło wszelkim zakusom terytorialnym i najazdom ze strony sąsiadów.

Wśród przeciwników projektowanych reform dominowała magnateria. Jej wszechpotęga nie tylko uniemożliwiała stworzenie stałej armii i zasobnego skarbu, lecz również wpływała ujemnie na przebieg obrad sejmowych, nic dopuszczając częstokroć do podejmowania zbawiennych dla kraju uchwał. Zasada jednomyślności charakteryzowała polski parlament już za czasów panowania dwóch pierwszych Wazów; dopiero jednak za rządów lana Kazimierza została doprowadzona do absurdu: wszystkie uchwały winny zapadać bez jakiegokolwiek sprzeciwu (nemine contradicente). Liberum veto, uznane za źrenicę szlacheckiej wolności, padło po raz pierwszy na sejmie 1652 roku z ust posła Władysława Sicińskie- go, który zerwał obrady z poduszczenia Radziwiłłów. W pojęciu teoretyków „złotej wolności” stanowiło ono skuteczną zaporę przeciwko próbom jakichkolwiek zmian w społeczno-politycznym ustroju Rzeczypospolitej szlacheckiej.

Dlatego też dwór na czoło projektowanych reform wysunął sprawę wprowadzania nowego systemu obrad sejmowych: uchwały miały odtąd zapadać większością dwóch trzecich głosów. Chciano również obciążyć szlachtę stałymi podatkami. Choć sejm z 1659 roku ustosunkował się przychylnie do tych propozycji, do ich realizacji wiodła jednak jeszcze daleka droga, w którą nie sposób było wyruszyć bez sprzymierzeńca. W Polsce nie mogło być nim mieszczaństwo, za słabe na to ekonomicznie i niezbyt zainteresowane sprawami państwa, ani też większość szlachty. Pomimo jej stałego antagonizmu z magnaterią warstwa ta była głęboko przeciwna jakimkolwiek zmianom w strukturze politycznej Rzeczypospolitej. W drugiej połowie XVII wieku ugruntował się wśród szlachty pogląd o doskonałości panującego w Polsce ustroju oraz jego wyższości nad systemami politycznymi innych państw europejskich.

Janowi Kazimierzowi i jego ambitnej żonie Ludwice Marii pozostawała więc skupiona wokół nich magnateria (Mikołaj Prażmowski, Stefan Czarniecki, Jan Sobieski, Jan Wielopolski i inni), która za cenę nowych stanowisk i uposażeń wydawała się skłonna poprzeć projekty dworu. Wpływy tej grupy były jednak zbyt małe, aby tylko przy jej pomocy udało się przeforsować poważniejsze zmiany ustrojowe, tym bardziej że drugie skrzydło obozu magnackiego, z Jerzym Lubomirskim na czele, sprzeciwiało się stanowczo przeprowadzeniu jakichkolwiek reform. Dwór zaczął więc poszukiwać sojuszników za granicą: znaleziono ich przede wszystkim we Francji, którą chciano pozyskać obiorem na tron polski księcia Kondeusza (Henryka Juliusza d’Enghien). Projekt nowego sposobu elekcji, który miał zostać zrealizowany jeszcze za życia Jana Kazimierza (vivente rege), wywołał olbrzymie poruszenie wśród szlachty. Ujrzano w nim bowiem zamach na jeden z fundamentów „złotej wolności”, jakim była sama instytucja wolnej elekcji.

Oburzenie społeczeństwa szlacheckiego zostało umiejętnie wykorzystane przez opozycję magnacką, której święty gniew na gwałcicieli swobód szlachty był zresztą hojnie opłacany przez Wiedeń i Berlin. W tej atmosferze powszechnej nieufności łatwo było opozycji magnackiej, z Jerzym Lubomirskim, Janem Leszczyńskim i Krzysztofem Grzymułtowskim na czele, storpedować (podczas sejmów łat 1661-1662) wszystkie projekty postulowanych przez dwór reform. Mimo wszystko jednak stronnictwo królewskie nie porzuciło całkowicie planów naprawy ustroili. Wstępem do ich stopniowej realizacji mało być usunięcie z widowni politycznej kraju głównego przywódcy opozycji w osobie Jerzego Lubomirskiego. Skazany przez sąd sejmowy za zdradę stanu na banicję i infamię (1664) Lubomirski nie poddał się wyrokowi, wzniecając drugi rokosz w dziejach Polski XVII wieku, który przeszedł do historii pod jego nazwiskiem.

Przez dwa lata (1665-1666) bratobójcze walki pustoszyły kraj; Lubomirski pobił w lipcu 1666 roku armię królewską pod Mątwami (koło Inowrocławia); była to jedna z najkrwawszych bitew polskich tego wieku. Ostatecznie jednak ukorzył się przed królem i wycofał na Śląsk. Rychła śmierć (styczeń 1667 roku) przecięła pasmo knutych przez warcholskiego magnata intryg, graniczących zresztą ze zdradą polityczną. Lubomirski gotów był bowiem oddać elektorowi brandenburskiemu i cesarzowi (od którego otrzymywał stałe subwencje) część terytorium Rzeczypospolitej. Porozumiewał się również z Moskwą. Jego program nie zawierał żadnych konstruktywnych elementów; na polach bitewnych rokoszu Lubomirskiego została na wiele lat pogrzebana sarna idea naprawy ustroju.

Stanowiło to tragedię polityczną Jana Kazimierza; ponadto stracił on cennego sojusznika. W roku 1667 zmarła bowiem Ludwika Maria, a przecież jej inicjatywa oraz energia odegrały tak istotną rolę w zabiegach o reformę państwa. Pod wrażeniem tych wszystkich niepowodzeń Jan Kazimierz zrzekł się w roku 1668 tronu. Po abdykacji udał się do Francji, gdzie zmarł w pięć łat później (w Nevers).

Podczas elekcji nowego władcy zarówno Francja, jak i Austria chciały przeforsować swego kandydata. Ostatecznie wybrano „Piasta”, Michała Korybuta Wiśniowieckiego (syna groźnego dla Kozaków Jeremiego), łudząc się, iż odziedziczył talenty wojskowe ojca. Nowy władca, ożeniony z Eleonorą Habsburżanką, panował tylko cztery lata (1669-1673). Okres ten okazał się jednak wystarczająco długi, aby wykazać niedołęstwo monarchy który nie był w stanic rozwiązać trudności nękających Polskę ani przeciwstawić się niebezpieczeństwom, jakie jej zagrażały. W tych właśnie latach Rzeczpospolita stanęła oko w oko z groźną potęgą turecką.

Podziel się z kolegami

Dodaj komentarz