Porewolucyjna konserwatywno-policyjna reakcja w Europie trwała stosunkowo krótko, od 1850 do około 1858-1860 roku. Rozpoczęty w 1857 roku kryzys gospodarczy zdecydowanie pogorszył sytuację ludności, co doprowadziło do aktywizacji ruchu robotniczego i radykalno-mieszczańskiego. Żądano polepszenia bytu robotników, reform społecznych i przywrócenia swobód demokratycznych. Ożywiły się też tendencje narodowowyzwoleńcze i nacjonalistyczne we Włoszech, Niemczech, Austrii i na Bałkanach.
Po klęsce Wiosny Ludów w zaborze pruskim i w Galicji przez prawie dziesięć lat trwały antypolskie i antydemokratyczne represje. W kraju, który znów znalazł się „na dnie” zależności, zapadło grobowe milczenie. Sprawa wydawała się ostatecznie pogrzebana.
Resztki patriotycznych organizacji konspiracyjnych zostały w latach 1850- 1852 zlikwidowane. Aresztowania dotknęły szczególnie boleśnie spiskowców z Królestwa. Rwały się kontakty wychodźstwa z krajem. Emigrantów usuwano zarówno z Galicji, jak i z Poznańskiego. Z bogatej prasy polskiej okresu Wiosny Ludów pozostał tylko krakowski konserwatywny „Czas”. Ograniczono drastycznie używanie języka polskiego w szkołach Galicji, niemczono też miejscowe urzędy aż do gminnych włącznie. Germanizacja szkół jeszcze wyraźniej wystąpiła w Poznańskiem. Spolszczone w dobie Wiosny Ludów szkolnictwo elementarne na Śląsku zaczęto ponownie germanizować około 1860 roku. W całym zaborze pruskim władze rozwiązywały polskie towarzystwa gospodarcze i oświatowe oraz zamykały biblioteki. W 1857 roku zlikwidowano w Poznańskiem polskie Towarzystwo Kredytowe Ziemskie, zastępując je niemieckim Ziemstwem. Władze pruskie zniosły nawet symboliczne resztki odrębności Wielkiego Księstwa Poznańskiego, nazywając je Prowincją Poznańską. Przestano używać jego godła, gdyż widniał na nim niewielki Orzeł Biały.
Kryzys przechodziła też emigracja. Wprawdzie napłynęło na Zachód i do Turcji kilka tysięcy nowych politycznych wychodźców, lecz po gorączkowej „nadaktywności” Wiosny Ludów przyszło załamanie. Wielka Emigracja kończyła się nieodwołalnie. Słowacki już nie żył, zmarł też Chopin, a Mickiewicz zamilkł. Norwida, zawsze samotnego, i tak nikt me rozumiał. Weterani powstania listopadowego domyślali się, że wolnej Polski nie zobaczą. Zachowali jednak głęboką wiarę w odrodzenie ojczyzny. Do Polaków obchodzących w Liege (Leodium) trzydziestą rocznicę Nocy Listopadowej tak napisał sędziwy i schorowany Lelewel: „My, starzy, przeminęli i z pola zeszli |…| gotujcie się, a gdy godzina uderzy, niechaj, jak kto może, żartko stawa, a podniosą się męże, podźwigną rzecz (…) kochajmy się: Polska powstanie, Polska się odrodzi”. Wielki historyk zmarł w końcu maja 1861 roku, a książę Adam Czartoryski kilka tygodni później, w połowie lipca.
Ludzie nieco młodsi od największych przywódców działali jeszcze. Centralizacja TDP (Worcell, Darasz) przeniosła się do Londynu. Demokraci byli bardzo negatywnie nastawieni do Napoleona III. Mawiali: „Dla nas, Polaków, czy tyran jest Moskal, czy Francuz, to na jedno wychodzi”. Na skrajnej lewicy powstała w 1855 roku nowa organizacja socjalistyczna o tradycyjnej nazwie Gromada Rewolucyjna Londyn. Nie uzyskała większego wpływu ani na emigracji, ani tym bardziej w kraju.
W latach 1853-1856 na krótko ożywiła nadzieje polskiej emigracji wojna krymska, w której przeciw Rosji walczyła koalicja złożona z Anglii, Francji, Turcji i Piemontu. Demokraci zabiegali bezskutecznie o utworzenie polskiego legionu w Turcji. „Monopol” w tym kraju zyskał rywalizujący z TDP Hotel Lambert. Żaden z tworzących się oddziałów polskich nie bił się na froncie. Jedyną uformowaną jednostką był pułk kozaków otomańskich pod dowództwem Michała Czajkowskiego. Z myślą o polskim wojsku na obczyźnie udał się do Turcji Mickiewicz, jednak niczego me zdziałał i zmarł nagle w Konstantynopolu (1855). Wprawdzie Rosja poniosła klęskę, lecz ani Francja, ani żadne inne z państw zwycięskich nie podjęło sprawy polskiej.
W kraju tymczasem, zwłaszcza w Poznańskiem, podejmowano próby prac organicznych. Posłowie polscy do parlamentu pruskiego, pochodzący z Poznańskiego, Pomorza i Śląska, głosowali na ogół z centrum lub prawicą i – poza rzadkimi i nieskutecznymi protestami przeciw szykanom i ograniczeniom praw polskich w Wielkopolsce – zdziałali niewiele. W samym Wielkim Księstwie zakładano kółka rolnicze, lecz dopiero po lekkiej „odwilży”, jaka nastała pod koniec lat pięćdziesiątych, zaczęły się one lepiej rozwijać. Cały ten ruch koordynowało Centralne Towarzystwo Gospodarcze w Poznaniu (1861). Rola Towarzystwa Naukowej Pomocy nieco zmalała, natomiast w 1857 roku powstało w Poznaniu Towarzystwo Przyjaciół Nauk. Dużą aktywność duszpasterską i społeczną rozwinął Kościół katolicki (zakładanie wielu różnych bractw i stowarzyszeń oraz rozwój ruchu zakonnego, zwłaszcza żeńskiego, o nastawieniu oświatowo-społecznym), w większości anty- pruski, lecz konserwatywny i ultramontański.
Galicją w ramach centralistycznego i germanizatorskiego systemu Aleksandra Bacha rządził ultralojalistyczny namiestnik, hrabia Agenor Gołuchowski, opierający się na wielkiej szlachcie i konserwatywnym duchowieństwie. Nie przeciwdziałał germanizacji, wydawał Austriakom polskich emigrantów, zwalczał ukraiński ruch narodowy. Po upadku rządu Bacha i wprowadzeniu liberalnych reform państwowych (cesarski dyplom październikowy z 1860 roku) szlachta galicyjska i mieszczańscy demokraci zaczęli się domagać polonizacji urzędów, szkół i sądów oraz zwiększenia roli Sejmu Krajowego. Rozpoczynała się walka o autonomię Galicji.
Kraj ten, mimo wkroczenia w epokę kapitalizmu, tkwił w dawnym zacofaniu. Między dworem a biedniacką wsią nie wygasł ostry antagonizm. Trwała walka chłopów o serwituty. Tymczasem seryjne klęski nieurodzaju, powodzi i epidemii w początkach lat pięćdziesiątych spowodowały wzrost nędzy. Wskutek wysokiej śmiertelności na wsi zmniejszyła się w Galicji liczba ludności. Przemysł nie rozwijał się. Pierwszą galicyjską linię kolejową, łączącą Lwów z Krakowem, zbudowano opierając się na obcym kapitale dopiero w latach 1856-1861.
Z marazmem Galicji kontrastował wzrost gospodarczy w zaborze pruskim. Na Górnym Śląsku szybko rozwijało się górnictwo węgla kamiennego i hutnictwo żelaza (w latach 1850-1870 wydobycie węgla zwiększyło się sześciokrotnie, a wytop surówki trzykrotnie). W Poznańskiem natomiast przemysł rozwijał się bardzo słabo (fabryka maszyn rolniczych Cegielskiego została założona w 1855 roku), nieco już lepiej na Pomorzu Gdańskim (przemysł metalowy w Elblągu, Tczewie i Gdańsku). Wysoko utowarowione rolnictwo poznańskie i pomorskie stawało się coraz wydajniejsze i lepiej uzbrojone technicznie. Jednakże niektóre słabsze ekonomicznie majątki polskie przeszły w ręce pruskich junkrów. W porównaniu ze środkowymi i zachodnimi częściami Prus kolejnictwo rozwijało się niezbyt szybko. Poznań zyskał wprawdzie już w 1848 roku połączenie ze Starogardem, lecz linia do Wrocławia została zainaugurowana w 1856 roku. Tylko Górny Śląsk już w połowie XIX wieku korzystał z drogi żelaznej do Berlina przez Wrocław.
Nie uczestniczące w Wiośnie Ludów „milczące politycznie” Królestwo Polskie stało się w latach 1850-1864 nie tylko regionem dynamicznego rozwoju gospodarczo-społecznego, lecz głównym centrum polskiego życia narodowego i ruchu niepodległościowego.
Panująca wciąż w Kongresówce, lecz coraz bardziej ograniczona gospodarka pańszczyźniana nie mogła zahamować rozwoju stosunków kapitalistycznych.
Przeobrażenia agrotechniczne ogarniały znaczną już część wsi, a dobra koniunktura na zboże, polepszenie komunikacji wewnątrz Królestwa oraz zwiększony obrót pieniędzy podcinały podstawy pólfeudalnego gospodarowania. Folwarki (ale też fabryki) zatrudniały coraz więcej najemnej siły roboczej, a liczni chłopi przechodzili na czynsz. Pańszczyźniani stanowili w 1860 roku niespełna połowę ludności chłopskiej. W 1850 roku granica celna między Królestwem a cesarstwem została zniesiona, co ułatwiło korzystny zbyt polskich towarów przemysłowych. Nastąpił, zwłaszcza po 1855 roku, bardzo szybki rozwój przemysłu, szczególnie w regionie łódzkim i w Warszawie. Powstała nowa gałąź wytwórczości – cukrownictwo. Fabryki zaczęły wypierać zakłady manufakturowe. Rozpoczynał się przewrót przemysłowy. Zwiększyła się liczba robotników (75 000 w 1860 roku), rozbudowywały się i unowocześniały miasta (Warszawa w 1862 roku liczyła już 230 000 mieszkańców). Pojawiły się wodociągi, zaprowadzono gaz, mieszkania coraz częściej ogrzewano węglem. Powoli rozbudowywały się też koleje. Po linii warszawsko-wiedeńskiej (1848) i późniejszym odgałęzieniu do Sosnowca i na Górny Śląsk – w latach 1861-1862 Warszawa otrzymała połączenie z Berlinem (przez Toruń) i z Petersburgiem (przez Białystok).
Mimo postępów kapitalizmu stary porządek wciąż utrzymywał silne pozycje. Chłopi pańszczyźniani i czynszowi nic mogli tworzyć i nie tworzyli jeszcze integralnej części społeczeństwa. Dyskryminacja prawna Żydów oddalała ich od przeobrażającej się zbiorowości polskiej. System podziałów stanowych podtrzymywanych carską ręką wciąż istniał. Kraj, poddany carskiemu absolutyzmowi przez polskich lojalistów, wydał nową generację polistopadową, już nic porażoną lękiem, domagającą się swobód narodowych od Rosji, a od ziemiańskiej szlachty – rezygnacji z przywilejów.
Po wojnie krymskiej, wstąpieniu na tron Aleksandra II i śmierci w 1856 roku namiestnika Paskiewicza (zastąpił go łagodniejszy, miękki generał Michał Gorczakow) zelżał rosyjski ucisk polityczny w Królestwie Kongresowym, choć car nie robił Polakom żadnych złudzeń w kwestii niepodległości (podczas pobytu w Warszawie powiedział szlachcie wyraźnie i dobitnie: „żadnych marzeń, panowie”). Mimo to wszyscy odczuli „odwilż”, nazywaną „wiosną posewastopolską”. Ogłoszono amnestię dla więźniów politycznych, którzy wracali z Syberii do kraju (między innymi Piotr Wysocki). Ożywiła się prasa. W Warszawie zezwolono na otwarcie – zamiast uniwersytetu – Akademii Medyko-Chirurgicznej (1857) oraz na założenie – zamiast wybieralnych ciał samorządowych – ziemiańskiego Towarzystwa Rolniczego (1858). W systemie policyjnym, administracji i szkolnictwie nie zaszły żadne zmiany. „Mimo to wielka własność ziemska trwała w postawie ugodowej. Dobre stosunki z rządem były dla niej niezbędne w związku ze sprawą chłopską, która wysuwała się na plan pierwszy” (Stefan Kieniewicz). Szlachta Królestwa, podobnie jak szlachta poznańska w 1848 roku, lękała się powtórzenia galicyjskiej rabacji.
Dyskusje nad reformami społecznymi, sprawą narodową, rozluźnieniem zależności ogarniały coraz szersze rzesze Polaków. Dwa tysiące członków Towarzystwa Rolniczego, swoistego szlacheckiego sejmu, debatowało nad sprawą chłopską. Uważało, że trzeba rozwiązać ją etapami, pokojowo, pod kontrolą szlachty i z zachowaniem jej przewagi. Większość opowiadała się za powszechnym oczynszowaniem, mniejszość za uwłaszczeniem za wysokim wykupem (odszkodowaniem).
Wśród bogatego mieszczaństwa (Leopold Kronenberg i jego „Gazeta Codzienna”), a także części zamożniejszej inteligencji postulowano reformę chłopską i zrównanie w prawach Żydów oraz popierano forsowną industrializację. Ten program pracy organicznej, mającej ucywilizować kraj i umocnić go gospodarczo, zakładał w perspektywie uzyskanie autonomii Królestwa w porozumieniu z Rosją.
Rolę Marcinkowskiego pragnął odegrać Edward Jurgens. Jego „kółko”, grupujące inteligencję (w tym także dawnych spiskowców i amnestionowanych zesłańców), utrzymywało kontakty zarówno ze światem rzemieślniczym, jak i bankierskim. Pomni na doznane klęski powstańcze, uważali, że odrzucić trzeba konspirację, a na jej miejsce podjąć szeroką pracę oświatową i uświadomienie narodowe chłopstwa. Gorący patrioci marzyli o niepodległości, lecz uważali, że jej odzyskanie jest sprawą daleką. Emigranci i radykalni demokraci w kraju ironizowali, nazywając grupę Jurgen- „millenerami”, gdyż na lat tysiąc odkładają odrodzenie Polski.
Tak długo nie zamierzali czekać niecierpliwi studenci polscy uczący się w Rosji (blisko tysiąc akademików pobierało nauki na uczelniach Petersburga, Moskwy i Kijowa) i w Warszawie. Stykali się często z młodymi rewolucjonistami rosyjskimi, pragnącymi wyzwolenia rosyjskiego chłopa i demokratyzacji Rosji, czytywali przemycany z emigracji „Kołokoł” („Dzwon”) Hercena, a także polską literaturę niepodległościową i demokratyczną z kręgu TOP. Powstawały tajne kółka studenckie, między innymi w Kijowie (Związek Trojnicki, 18571 i w Warszawie (1859). Radykalizowały się też poglądy młodych polskich oficerów (Zygmunt Sierakowski, Jarosław Dąbrowski, Zygmunt Padlewski), którzy spiskowali waz z rosyjskimi kolegami, liczącymi na rychłą rewolucję w Rosji. Młodzież radykalna, wywodząca się z inteligencji, zdeklasowanej szlachty i częściowo mieszczaństwa, myślała o uwłaszczeniu chłopa, o wolnej Polsce demokratycznej i sprawiedliwej, o społeczeństwie obywatelskiej równości.
Uaktywnienie ruchu młodzieży studenckiej i wojskowej wiązało się z głęboką wiarą w nadejście nowej europejskiej Wiosny Ludów (narastająca rewolucja w Rosji i w Polsce, zjednoczenie Włoch, nadzieja na wojnę Italii i Francji z Austrią, a co za tym idzie wyzwolenie uciskanych przez nią narodów). O konieczności przygotowań do ludowego powstania zbrojnego, połączonego z uwłaszczeniem włościan w Królestwie, wiele mówił zręczny demagog Ludwik Mierosławski, niefortunny wódz poznański z 1848 roku, który zyskał sobie ogromną popularność wśród młodej generacji Polaków znad Wisły.
Nastroje patriotyczne i religijno-patriotyczne, nierzadko mesjanistyczne, coraz szybciej ogarniały młodą inteligencję, spory odłam szlachty i mieszczaństwa, zwłaszcza zaś drobnomieszczaństwa warszawskiego. Wiązały się one z atmosferą schyłkowego romantyzmu. Szersza społeczna recepcja wielkich dzieł romantyzmu przypada właśnie na przełom lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Młodzi rewolucjoniści nawiązywali do wielkich strof trzeciej części „Dziadów” i „Odpowiedzi na „Psalmy przyszłości””. Większość ulegała raczej wpływowi Krasińskiego, uznanego wtedy właśnie za „trzeciego wieszcza” i niewątpliwie najbardziej popularnego. Od niego czerpała wiarę w niezwyciężoną siłę ducha, w wartość biernej i szlachetnej patriotyczno-religijnej ofiary. Jednocześnie znaczny wpływ na ówczesnych Polaków wywierali poeci drugiej rangi, tradycjonalnie i plakatowo patriotyczni, często chłopomańscy, wywołujący uniesienia emocjonalne (Ujejski, Lenartowicz, Romanowski, Wolski i inni). Ten późnoromantyczny „stan ducha” przesądził o charakterze manifestacji patriotycznych, które poprzedziły powstanie styczniowe, a właściwie stanowiły wstępną jego fazę, jak również o duchowym obliczu insurekcyjnej „wielkiej zamieci”.
Już w marcu 1859 roku studenci medycyny zamówili nabożeństwo za dusze „Adama, Juliusza i Zygmunta”. Policja do odprawienia mszy nie dopuściła. W czerwcu 1860 roku wielka manifestacja patriotyczna na cmentarzu pożegnała Katarzynę Sowińską, wdowę po bohaterskim obrońcy Woli w 1831 roku. Trzydziestą rocznicę wybuchu powstania uroczyście uczczono w warszawskim kościele karmelitów. Wtedy to po raz pierwszy w Warszawie (poza Królestwem było tak już od kilku lat) student Karol Nowakowski zaintonował „Boże, coś Polskę” z nowymi słowami refrenu: „Ojczyznę, wolność racz nam wrócić Panie”. Odtąd mnożyły się nabożeństwa patriotyczne, a po zakończeniu mszy młodzież manifestowała na ulicach.
Gdy w lutym 1861 roku Towarzystwo Rolnicze obradowało nad sprawą chłopską, tajne kółka patriotyczne postanowiły zorganizować masową manifestację, by wymóc na ziemianach ogłoszenie uwłaszczenia chłopów i skłonić ich do wysunięcia wobec cara żądania przyznania Królestwu swobód narodowych. 27 lutego do licznie zgromadzonych na ulicach stolicy manifestantów wojsko oddało salwę. Padło pięciu zabitych. Żądni odwetu młodzi rzemieślnicy i robotnicy chcieli od razu szturmować Cytadelę. Odwiedziono ich od tego, zwłaszcza że zaskoczone masowością ruchu władze rosyjskie poszły na ustępstwa. Utworzono Delegację Miejską złożoną z mieszczańskich notabli, która miała rokować z namiestnikiem Gorezakowem. Ten wycofał wojsko z ulic miasta i zezwolił na uroczysty pogrzeb „pięciu poległych”. Była to olbrzymia manifestacja patriotyczna, łącząca w żałobie wszystkie stany i wyznania. Podobnie jak w stolicy Królestwa, również na prowincji odbywały się w kościołach różnych miast nabożeństwa patriotyczne i pokojowe manifestacje ludności.
Rząd cesarski postanowił pójść na pewne koncesje wobec polskiej szlachty, a jednocześnie stłumić wystąpienia ludowe w mieście i na wsi. Car powołał na stanowisko dyrektora Komisji Rządowej Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego znanego konserwatystę i zwolennika ugody z Rosją, margrabiego Aleksandra Wielopolskiego. Rosjanie postanowili położyć kres manifestacjom. 8 kwietnia 1861 roku na placu Zamkowym w Warszawie nastąpiła masakra tłumu, śpiewającego pieśni patriotyczno-religijne. Wojsko zastrzeliło około dwustu ludzi. Po tej rzezi stopniowo ustawały manifestacje, trwały jednak nadał nabożeństwa „za pomyślność ojczyzny”. Tymczasem od kwietnia chłopi w Królestwie porzucali pańszczyznę (echo reformy chłopskiej i zniesienia poddaństwa w cesarstwie rosyjskim, luty 1861 roku). Carski ukaz o jej zamianie na świadczenia pieniężne niewiele zmienił, jesienią bowiem włościanie protestowali przeciw wysokiemu okupowi. Młodzi inteligenci próbowali agitacji na wsi, chcąc skierować gniew włościan przeciwko władzy carskiej. Wielu z nich postulowało zgodę między szlachtą i chłopami. Ta propaganda nie odniosła na wsi większego sukcesu.
Władze carskie nie zamierzały tolerować wrzenia patriotycznego, a zwłaszcza manifestacji kościelnych. 14 października 1861 roku proklamowano w Królestwie stan wojenny i wprowadzono godzinę policyjną. Następnego dnia wojsko szturmowało dwa warszawskie kościoły pełne manifestantów. Na znak protestu warszawska kuria biskupia nakazała zamknąć wszystkie świątynie w mieście. Mimo szykan policji i wojska wciąż trwał w Warszawie, a po części na prowincji, bierny opór, ogłoszona zaś w lutym żałoba narodowa objęła znaczną część ludności, zwłaszcza miejskiej. Uporczywie i manifestacyjnie nosiły czarne stroje kobiety różnego wieku i stanu.
Odpowiedzią na wyostrzenie kursu władz carskich było uaktywnienie się patriotycznego podziemia (już od wczesnej wiosny organizowały się w stolicy tajne „dziesiątki” i „setki”, złożone z rzemieślników, robotników i studentów). W październiku 1861 roku powstało kierownictwo ruchu konspiracyjnego – Komitet Miejski. Z czasem organizacja spiskowa, nazywana „czerwoną”, objęła inne miasta Kongresówki. W lutym 1862 roku przybył do Warszawy i objął funkcję „naczelnika miasta” (ważne stanowisko w strukturze „czerwonych”) Jarosław Dąbrowski, oficer armii rosyjskiej, człowiek radykalnych poglądów. Rychło rozbudował organizację warszawską (tajna prasa, wytwórnie broni, wywiad). Komitet Miejski przemianowano wiosną 1862 roku na Komitet Centralny Narodowy. Planowano wybuch powstania już w lecie, co udaremnił umiarkowany członek KCN, Agaton Gil- ler. Mimo odroczenia wybuchu i aresztowania Dąbrowskiego „czerwoni” przygotowywali powstanie, które miało ogłosić uwłaszczenie chłopów bez wykupu. We wrześniu KCN zażądał od społeczeństwa polskiego bezwzględnego posłuchu i jako tajny rząd narodowy powołał konspiracyjne władze terenowe, rozpisał podatek narodowy, utworzył policję narodową. „Czerwoni” bardzo liczyli na współdziałających z mmi rewolucjonistów rosyjskich. Jesienią 1862 roku Zygmunt Padlewski i Agaton Gilier podpisali z przedstawicielem Ziemli i Woli, Aleksandercm Hercenem, umowę o współpracy i sojuszu. W sprawie kresów wschodnich postanowiono, że Polacy będą prowadzić przygotowania powstańcze na Litwie i Rusi, lecz po zwycięstwie insurekcji narody „ziem zabranych” miały się same wypowiedzieć co do ich dalszego losu.
„Czerwona” młodzież nie reprezentowała całej opinii publicznej. Większość pragnęła niepodległości lub przynajmniej autonomii, lecz lękała się powstania nic rokującego powodzenia.
Rychło uformował się blok polityczny grupujący liberalnych działaczy rozwiązanego wiosną 1861 roku Towarzystwa Rolniczego i dawnej Delegacji Miejskiej („biali”). Ci ziemianie, zamożni mieszczanie i inteligenci (Edward Jurgens, Leopold Kronenberg, Karol Majewski, Karol Ruprecht i inni) utworzyli w grudniu 1861 roku swoje kierownictwo polityczne – Dyrekcję. „Biali” pragnęli niepodległości i nie odżegnywali się od dobrze przygotowanego i w odpowiednim momencie wywołanego powstania. Chcieli wszakże zapobiec radykalnej rewolucji agrarnej i zachować kontrolę klas posiadających nad ruchem narodowym. Doraźnie uważali za realne tylko domaganie się autonomii Królestwa, „grożenie powstaniem” i szukanie poparcia państw zachodnich.
Odmienną koncepcję reprezentował inny czołowy przedstawiciel szlachty i arystokracji – Aleksander Wielopolski, polityk konserwatywny, niewątpliwie wybitny. Zdecydowany zwolennik ugody i trwałego oparcia się na Rosji, był bezwzględnym przeciwnikiem konspiracji i wrogiem powstania, które uważał za zgubne szaleństwo. Chciał ucywilizować Polskę ewolucyjnie, pod stałą hegemonią ziemiaństwa. Energiczny, uparty i bezwzględny, margrabia nie liczył się z krytyką, nie dbał o pochwały, lecz szedł prosto do wytyczonego celu. Car mianował go naczelnikiem Rządu Cywilnego (czerwiec 1862 roku), podczas gdy urząd namiestnika objął sam brat cesarza, wielki książę Konstanty Nikołajewicz. Jednakże stanu wojennego nic odwołano.
Wielopolski wprowadził za zgodą władcy ważne reformy. Niemal całkowicie spolszczona została administracja. Rozszerzono i rozbudowano polskie elementarne i średnie szkolnictwo rządowe. W Warszawie pod nazwą Szkoły Głównej powstał w listopadzie 1862 roku czterowydziałowy uniwersytet, (eden z kolejnych ukazów znosił wszelkie ograniczenia, którym dotąd podlegali Żydzi. Przyniosło to im całkowite równouprawnienie z chrześcijanami. W kwestii chłopskiej zapowiadano mc uwłaszczenie, lecz tylko „oczynszowanie z urzędu”. Ukaz w sprawie włościan sankcjonował więc dotychczasowe rugi, nie dawał nic małorolnym i bezrolnym.
Reformy Wielopolskiego były ważne i doniosłe, lecz stanowczo niewystarczające, a dokonane w cieniu stanu wojennego. Miały wstrzymać powstanie i uwłaszczenie, powierzchownie tylko „modernizując” zależność. Nie przynosiły ani swobód konstytucyjnych, ani nie zapowiadały niepodległości. Wprowadzane pod obcymi bagnetami, bez żadnych gwarancji trwałości, nie zadowoliły ani włościan, ani szlachecko-inteligenckiej opinii publicznej. „Biali” przyjęli je chłodno, „czerwoni” wręcz wrogo (nieudane próby zamachów na margrabiego).
Następcą niezwykle popularnego w Warszawie arcybiskupa Antoniego Fijałkowskiego (zmarł w październiku 1861 roku) został ostrożny, związany z „białymi” Zygmunt Feliński. Nakazał on otwarcie kościołów (luty 1862 roku) i zabronił odprawiania nabożeństw patriotycznych, czym zdepopularyzował się nie tylko w środowisku „czerwonych”, lecz i licznych duchownych. Jako członek Rady Stanu starał się uspokajać nastroje popowstańcze, Uczył na wynegocjowanie od cara większych swobód dla Kościoła i narodu.
Nie mogąc rozładować rewolucyjno-patriotycznych nastrojów młodzieży, Wielopolski postanowił sprowokować zimą przedwczesne wystąpienie zbrojne. Zostałoby ono łatwo zdławione i tym samym można by uniknąć lepiej przygotowanego powstania na wiosnę lub w lecie. Mówił o swym planie branki (pobór do armii rosyjskiej „ze szczególnym uwzględnieniem” młodzieży podejrzanej o spiskowanie) z całą otwartością: „Wrzód zebrał i rozciąć go należy. Powstanie stłumię w ciągu tygodnia i wtedy będę mógł rządzić”. Komitet Centralny Narodowy postanowił przeciwstawić się brance. Niektórzy umiarkowani członkowie KCN radzili nie iść na lep prowokacji, uspokajał zradykalizowane duchowieństwo arcybiskup Feliński. Nastroje powstańcze i nienawiść do margrabiego, który rosyjskimi rękami chciał mordować własnych rodaków, przeważyły wśród patriotycznej i romantycznej młodzieży, choć wszyscy wiedzieli, że przewaga wojaka rosyjskiego była wręcz przygniatająca.
Branka w Warszawie odbyła się w nocy z 14 na 15 stycznia 1863 roku, lecz większa część spiskowców zdołała ujść do lasów. Wtedy to, wiedząc, że branka na prowincji odbędzie się 25 stycznia, KCN na wniosek Padlewskiego postanowił, że powstanie wybuchnie w nocy z 22 na 23 stycznia. Na podjęcie walki orężnej był to moment pod każdym względem wyjątkowo niekorzystny. KCN wiedział jednak, że spiskowcy pójdą w bój. Ich sposób rozumowania i odczuwania wyrażała podziemna „Strażnica”: „Charakter naszej walki z moskiewskim najazdem ma wszelkie cechy wojny duchowej i dlatego nie możemy być więzieniem, strzelaniem i batami pokonani. Siła materialna, barbarzyństwo ściera się u nas z siłą moralną, cywilizacyjną. Oni mają bagnety, kule i rząd, my mamy słuszność, prawdę i ducha”.
22 stycznia 1863 roku KCN jako Tymczasowy Rząd Narodowy wezwał do broni naród Polski, Litwy i Rusi. Jednocześnie wydal dwa dekrety w sprawie uwłaszczenia chłopów. Znosiły one wszelkie czynsze i robocizny, dając włościanom ziemię na własność wraz z serwitutami, a bezrolnym obiecując po 3 morgi z dóbr narodowych, jeśli wezmą udział w walce powstańczej.
W noc styczniową powstańcy w sile 6000 źle uzbrojonych żołnierzy stoczyli trzydzieści trzy potyczki z oddziałami wojsk carskich.
Powstanie straceńców, wbrew logice i przewidywaniom, przetrwało kilka pierwszych tygodni. Przegrał Wielopolski, przegrali też „biali”, którzy zrazu ruchu nie poparli. Ci drudzy szybko się jednak zorientowali, że grozi im powstanie-rewolucja. W istocie dowódcy oddziałów partyzanckich, czyli tak zwanych partii, ogłaszali dekrety uwłaszczeniowe, a chłopi na południu Królestwa atakowali dwory. Gdy zatem „biali” trzeźwo ocenili sytuację, a nadto dostrzegli możliwość dyplomatycznego poparcia ruchu insurekcyjnego przez Francję, postanowili na początku marca przystąpić do powstania.
Rząd Tymczasowy był początkowo rozproszony, a faktycznie kierował nim młody naczelnik Warszawy, Stefan Bobrowski. Wezwany przez rząd dyktator Mierosławski stoczył dwie niepomyślne potyczki i uszedł z Królestwa. Wtedy to „biali” wysunęli na dyktatora generała Mariana Langiewicza, dowódcę kilkutysięcznego zgrupowania operującego na południowym zachodzie Królestwa (11 marca). I on jednak, pokonany, musiał opuścić Kongresówkę, a Austriacy osadzili go w więzieniu. Władzę odzyskali na krótko „czerwoni”. Od połowy kwietnia (po śmierci Bobrowskigo) rząd zaczęli opanowywać „biali”, współpracujący z umiarkowanymi działaczami „czerwonych”. W maju 1863 roku Tymczasowy Rząd Narodowy ogłosił się Rządem Narodowym. Podporządkowała mu się znaczna większość szlachty, inteligencji, rzemieślników i robotników oraz niewielka część chłopstwa.
Kierownictwo powstania zorganizowało sprawnie funkcjonujące „państwo podziemne”. Posłuch wobec tajnego rządu, pracującego w pełnej żołnierzy i policjantów rosyjskich Warszawie, był przez kilka miesięcy zupełny. Rozkazy rządu stemplowane pieczątką zamiast podpisu przyjmowano i wykonywano bez wahania. Wiele lat po upadku powstania tak pisał o tym rządzie Artur Oppman:
Rząd Narodowy W Polsce każdy o nim wiedział,
Lecz nikt się nie domyślał: skąd działał? gdzie siedział?
Godłem jego widomym był świstek maleńki Który, jakby relikwia, szedł z ręki do ręki |…|
I nigdy żadna władza w żadnym świata ruchu Takiego, jak ów świstek, nie miała posłuchu.
Rząd ściągał podatki, organizował zaopatrzenie i sprowadzał broń, mianował swych agentów za granicą, organizował administrację terenową. Ukazywały się liczne konspiracyjne gazety. Powołano do żyda Żandarmerię Narodową, złożoną głównie z warszawskich plebejuszy, która chroniła władze narodowe i karała zdrajców.
„Biali”, podobnie jak związany z nimi Hotel Lambert, traktowali powstanie jako „demonstrację zbrojną”, która miała ułatwić zagraniczną interwencję w polskie sprawy (rząd francuski zachęcał przedstawicieli powstańczego rządu jednym słowem: „trwajcie”), nie ustalili więc planu działań wojennych, a swym postępowaniem (oporna realizacja uwłaszczenia) ograniczali społeczną bazę ruchu. Zdarzało się, że w sporach między chłopami a szlachcicami władza narodowa stawała po stronie dziedziców. Lewica „czerwonych” dwukrotnie usiłowała przechwycić władzę (maj i wrzesień), lecz umiarkowani stosunkowo łatwo odsuwali ją od steru rządów.
Początkowe usiłowania „czerwonych”, zmierzające do wyzwolenia części terytorium na północy kraju (styczeń-luty 1863 roku), całkiem zawiodły; większe partie, które działały w Płockiem i na Podlasiu, zostały po ciężkich walkach pokonane. Od wiosny walka zbrojna ograniczyła się do działań niewielkich ugrupowań powstańczych. Miały one poparcie znacznej części ludności, skoro potrafiły zmobilizować w toku walk około 200 000 ludzi. W lecie 1863 roku siły rosyjskie w liczbie 340 000 świetnie uzbrojonych żołnierzy nic potrafiły pokonać 30 000 insurgentów, na ogół słabo uzbrojonych, nieraz tylko w białą broń. Powstanie ogarnęło całe Królestwo, Litwę i Białoruś, częściowo też Ukrainę. Na Żmudzi i Grodzieńszczyźnie przybrało chłopski, rewolucyjny charakter (Zygmunt Sierakowski, Walery Wróblewski, Konstanty Kalinowski). W Królestwie, tam gdzie działali „czerwoni” dowódcy, część chłopów przyłączyła się do walki, a nawet tworzyła własne oddziały (Podlasie, Kurpie, Góry Świętokrzyskie, południowa Lubelszczyzna). Były jednak nierzadkie przypadki, gdy włościanie – zrażeni postępowaniem „białych” – wydawali powstańców w ręce Rosjan. Łącznic stoczono ponad tysiąc dwieście bitew i potyczek, najczęściej niewielkich. Większe bitwy miały miejsce pod Miechowem (17 lutego), Węgrowem (3 lutego), Małogoszczą (24 lutego), Żyrzynem (8 sierpnia) i Batorzem (6 września).
Wielu wojskowych przywódców powstania, oficerów i bezimiennych żołnierzy leśnych „partii” to ludzie bardzo młodzi, wytrwali, gotowi do najwyższych poświęceń. Oni to, w większości „czerwoni”, nadludzkim wysiłkiem utrzymywali przy życiu insurekcję: Zygmunt Padlewski (stracony w Płocku w maju 1863 roku), Michał Kruk-Heydenreich (zwycięzca spod Żyrzyna), Marcin Borelowski, majster studniarski (zginął pod Batorzem), Zygmunt Chmieleński, który kazał chłostać niechętnych uwłaszczeniu dziedziców (stracony w Radomiu w grudniu i 863 roku), i wielu innych. Również wśród politycznie umiarkowanych dowódców powstańczych (Edmund Taczanowski) oraz działaczy cywilnych i funkcjonariuszy rządu (Józef Kajetan Janowski, Aleksander Waszkowski) wielu było dzielnych, do końca oddanych sprawie. Jednakże kadry powstańcze szybko się wykruszały.
W miarę rozwoju powstania władze carskie zrywały ze swymi dotychczasowymi współpracownikami, którzy stali się już niepotrzebni. W lipcu 1863 roku wyjechał na zawsze z Królestwa odsunięty od władzy Wielopolski. Próbujący kompromisu z Rosjanami arcybiskup Feliński na wiosnę tegoż roku opowiedział się – wraz z „białymi” – po stronie powstania i ustąpił z Rady Stanu. W czerwcu został aresztowany i deportowany (na zesłaniu spędzić miał dwadzieścia lat). Rok przedtem potępiany, uznany został za męczennika za wiarę i ojczyznę.
Rząd Narodowy podkreślał, że powstanie ogranicza się do zaboru rosyjskiego, lecz liczył na pomoc Polaków z innych części Polski. Organizacja narodowa działała w Galicji i w Poznańskiem. Na tych terenach, „za kordonem”, organizowały się partie, przerzucane następnie do Królestwa. Na pole walki szli ochotnicy z Galicji, Pomorza i najliczniej z Poznańskiego. Pomoc pieniężna i przemyt broni, zwłaszcza z zaboru pruskiego, osiągnęły poważne rozmiary.
Powstanie styczniowe wywołało ogromne wrażenie w Europie. Odnoszono się do Polski z wielka sympatia, a sprawa jej niepodległości nigdy nie była tak popularna i gorąco popierana.
Oficjalna Rosja prowadziła intensywna propagandę szkalująca Polaków. Wielu Rosjan wierzyło jej, inni, choć nic przekonani, poddali się rządowej agitacji. Wojsko rosyjskie gorliwie zwalczało „polski bunt”. Jednakże kilkuset rewolucjonistów, szeregowców i oficerów wojsk carskich porzuciło szeregi armii rosyjskiej i przeszło na stronę powstania. Niektórzy zginęli bohatersko na polu bitwy. Dość licznie przybywali do Królestwa ochotnicy włoscy (Francesco Nullol, francuscy (Franęois Rochebrune), nie zabrakło Węgrów, Niemców, Czechów, a nawet Serbów.
Wszystkie ważniejsze organizacje demokratyczne na Zachodzie opowiedziały się po stronic walczącej Polski. Sprawę powstania popierał młody ruch robotniczy i jego przywódcy (między innymi Karol Marks). Wydarzenia polskie przyspieszyły krystalizowanie się Międzynarodówki. Wielki wiec solidarności z Polską w Londynie (22 lipca 1863 roku) stal się ważnym etapem przygotowawczym do powołania czternaście miesięcy później Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników.
Wpływ opinii publicznej na rządy odegrał pewną rolę, raczej jednak niewielką. Mocarstwa nie chciały ryzykować wojny o Polskę, nie mogły wszakże zachowywać milczenia. Punktem wyjścia tak zwanej mediacji, czyli interwencji dyplomatycznej w Petersburgu na rzecz Polski, stało się zawarcie porozumienia o wspólnym zwalczaniu powstania między Rosją a Prusami (tak zwana Konwencja Alvenslebena z 8 lutego 18631. Sojusz Prus z Rosją me mógł być dla Pniaków zaskoczeniem. Do przeszłości należały dobre stosunki polsko-niemieckie z lat 1832-1848. Na czele rządu pruskiego stal Otto Bismarck, niechętny Polakom polityk, zmierzający do odgórnego zjednoczenia Niemiec przez Prusy. Stanowisko Prus i układ z Rosją wywołały ostrą reakcję Paryża, który marzył o nabytkach w Nadrenii kosztem Pras. Z inicjatywy Napoleona III rządy Francji, Wielkiej Brytanii i Austrii, a także Szwecji, Danii, Hiszpanii, Portugalii, Włoch i Turcji, wystosowały do Petersburga w połowie kwietnia noty, żądające zmiany polityki carskiej wobec Polski, nadania Polakom swobód narodowych (nie wykraczających jednak poza to, co osiągnął Wielopolski) i amnestii dla powstańców. Rząd rosyjski grał na zwłokę, choć ogłosił amnestię, którą zresztą powstańcy stanowczo odrzucili. Kolejne, już łagodniejsze noty Francji, Wielkiej Brytanii i Austrii z czerwca i sierpnia, nic poparte zapowiedzią akcji zbrojnej, rząd carski potraktował zdecydowanie negatywnie. Pius IX wiedział oczywiście, że polskie powstanie ma charakter patriotyczno-religijny i że uczestniczy w nim wielu księży. Upomniał się więc za Polską w Wiedniu, prosząc o interwencję w Rosji, wystosował też pismo do cara, protestując przeciw represjom, jakim podlegali polscy księża. Gdy jednak jesienią 1863 roku powstanie zaczęło chylić się ku upadkowi, papież zganił „bunt”, który pośrednio przyczynił się do prześladowania duchownych i same) wiary, a księży wezwał Pius do posłuchu wobec władzy.
We wrześniu powstanie zaczęło przeżywać głęboki kryzys. Na Litwie krwawe represje Michała Murawiowa dziesiątkowały insurgentów. W Królestwie nowy namiestnik, Fiodor Berg, też wprowadził bezwzględny terror. Najlepsze kadry wojskowe powstania wykrwawiły się, a żyjący od dwóch łat pod tenorem kraj był skrajnie wyczerpany. Coraz liczniejsi poddawali się rezygnacji i porzucali walkę, a nawet gorzko potępiali powstanie. Wtedy to właśnie, w momencie przesilenia, trzydziestoośmioletni Romuald Traugutt dokonał zamachu stanu i usunął „czerwony” rząd, obejmując stanowisko dyktatora de facto (połowa października 1863 roku). Szlachcic z Polesia, były podpułkownik armii rosyjskiej, a później dzielny partyzant, politycznie związany z „białymi”, głęboko wierzący katolik, człowiek skromny i niezwykle pracowity, odważny i wytrwały, postanowił nadludzką energią ratować upadające powstanie. Traugutt szybko przekonał się, że tylko rewolucyjnymi metodami można odrodzić ruch zbrojny. Postanowił też skończyć z chaotyczną partyzantką. Powołał do życia regularne oddziały od kompanii aż do korpusu, mające stanowić przyszłe kadry regularnego Wojska Polskiego. Odebrał wielu ziemianom stanowiska w administracji terenowej, powołując na ich miejsce inteligentów o radykalnych poglądach. Władze powiatowe sformował po części z chłopów. Za zmuszanie włościan do pańszczyzny lub opłaty czynszów nakazał stosować karę śmierci. Organizacja powstańcza – jak głosiły zalecenia dyktatora ze stycznia 1864 roku – oprzeć się miała na ludzie miejskim i wiejskim.
Było już jednak za późno. Z pięciu projektowanych korpusów sformowano tylko dwa. Sukcesy militarne odnosili popierani przez chłopów Józef Hauke-Bosak (Córy Świętokrzyskie) i Walery Wróblewski (południowa Lubelszczyzna). Mimo tych drobnych, lokalnych zwycięstw wykrwawione powstanie szybko słabło, a znaczna część szlachty zaczynała odmawiać posłuchu Rządowi Narodowemu.
W tej sytuacji 2 marca 1864 roku Aleksander II ogłosił ukaz o uwłaszczeniu chłopów w Królestwie Polskim. Dekrety powstańcze z 22 stycznia 1863 roku skłoniły go do przyznania chłopom polskim więcej, niż otrzymali w 1861 roku chłopi rosyjscy. „Komitet Centralny Narodowy, ogłaszając uwłaszczenie, pozyskiwał wieś. Chcąc zatem stłumić powstanie, carat nie miał powrotu do polityki Wielopolskiego i zmuszony był usankcjonować uwłaszczenie” (Zbigniew Stankiewicz). Włościanie w Królestwie otrzymywali całą dotychczas użytkowaną ziemię wraz z serwitutami oraz część dóbr narodowych do podziału między bezrolnych. Było to znacznie więcej, niż uzyskali chłopi w zaborze austriackim i pruskim. Ukaz carski zadał słabnącemu powstaniu śmiertelny cios. Chłopi rezygnowali z walki, tak jak wcześniej uczyniła to szlachta.
Traugutt aresztowany został w kwietniu; niezłomny podczas śledztwa i sądu zginął bohatersko na szubienicy wraz z czterema najbliższymi współpracownikami 5 sierpnia 1864 roku. Partyzantka zamierała, rozpadała się też organizacja cywilna. Naczelnik Warszawy, Aleksander Waszkowski, został w grudniu 1864 roku schwytany i parę miesięcy później powieszony. Ksiądz Stanisław Brzóska przetrwał na Podlasiu do wiosny 1865 roku. Zginął na szubienicy w Sokołowie Podlaskim. Powstanie wygasło.
Powstanie styczniowe przyczyniło się do korzystnego dla chłopów uwłaszczenia, ogromnie rozszerzyło i umocniło polską świadomość narodową, scementowało w walce z zaborcą rodzący się nowoczesny naród. Patriotyzm splótł się z katolicyzmem i sam stał się prawic religią. Wymagał odwagi, wiary, bezgranicznego poświęcenia, a nawet męczeństwa. Zginęli najbardziej ofiarni, a pozostali przeciętni. Przegrane „mierzenie sil na zamiary” było szokiem gwałtownym, przyniosło głębokie załamanie psychiczne i moralne.
Zginęło w walce około 5000-6000 ludzi (w małych potyczkach straty były niewielkie, choć na początku żołnierze rosyjscy nic brali jeńców i dobijali rannych), a więc znacznie mniej niż w 1831 roku. Około 1000 ludzi zostało powieszonych i rozstrzelanych. Aż 38 000 powstańców (w większości z Litwy i Białorusi) skazano na wywóz w głąb Rosji. Wiciu z nich pochowano na Syberii, niektórzy zginęli w powstaniu nad jeziorem Bajkał (1866). Około 10 000 uszło za granicę. W Królestwie skonfiskowano ponad tysiąc sześćset majątków, a na „ziemiach zabranych” około tysiąca ośmiuset.
Ostatnie – i najdłuższe – powstanie narodowe w XIX wieku stanowiło dla narodu polskiego szok wielki, przeżycie ogromne. Nigdy też o mm nie zapomniano. Jedni uznawali je za szaleństwo i zbrodnię przeciw narodowi, inni za szczytowe osiągnięcie polskiego ducha, patriotycznej ofiarności, apogeum walczącej polskości. Pisano o powstaniu styczniowym wiele i różnie. Jego dramat znalazł odbicie na kartach wielkiej i pomniejszej literatury aż do naszych dni. W piśmiennictwie polskim „nie brak było osądów ostrych, negatywnych, potępiających polskie cierpiętnictwo, społeczne zacofanie białych czy, przeciwnie, rewolucjonizm zbuntowanych. Ale głosy krytyki przytłumiła rosnąca z upływem lat legenda powstańczego czynu – haslo-symboł: „Gloria vicus”.