W latach 1806-1831 sprawa polska powróciła na scenę historii europejskiej. Polska wyszła z politycznego niebytu. Nastąpiło częściowe odrodzenie państwowości, choć nie odrodziła się dawna Rzeczpospolita w swym przedrozbiorowym kształcie terytorialnym. Polska bez nazwy (Księstwo Warszawskie) i Polska z własną nazwą (Królestwo Polskiej była przez całe niemal ćwierćwiecze organizmem półniepodległym i półsuwerennym, wpierw zdominowanym przez Francję, później przez Rosję. Ani w świetle z Paryża, ani w cieniu Petersburga nie prowadziła własnej polityki zagranicznej. W 1831 roku na krótko wybiła się na niepodległość, aby ją wraz z upadkiem „rewolucji 29 listopada” utracić, zarazem grzebiąc i półniepodległość.
Półniepodleglość, zarówno ta z Tylży, jak ta z Wiednia, nie oznaczała przekreślenia rozbiorów ani też likwidacji zależności, choć ją częściowo polskim, świadomym wysiłkiem osłabiła. Znaczna część społeczeństwa polskiego żyła poza granicami państw półniepodległych, o czym często się zapomina. Polak z Grudziądza czy Tarnowa, Grodna czy Lwowa nic miał nad sobą polskiej władzy, nie służył w polskim wojsku, nie uczył się w polskiej szkole.
Polskie klasy posiadające po dwudziestu latach znów stały się na ćwierć wieku klasami rządzącymi. Skład tych ostatnich uległ wszak pewnej zmianie. Wciąż na wierzchołkach aparatu władzy stała szlachta, a nader często arystokracja. Ale państwo szlacheckie me było już czysto szlacheckie. Rosło w liczbę – powoli, ale stale – rządzące, politykujące i administrujące krajem mieszczaństwo oraz coraz bardziej wyodrębniająca się ze szlachty zurbanizowana inteligencja. Ważną rolę w polskich państwach półniepodległych odgrywał „stan urzędniczy”, biurokracja. Jednocześnie nowa, ruchliwa grupa weszła na scenę dziejową. To studenci. nic partycypowali wprawdzie we władzy, lecz stali się czynnikiem politycznym, często dla rządzących niewygodnym. Istotnym elementem krajobrazu społeczno-politycznego była kadra zawodowych wojskowych, grupa dość zamknięta i uprzywilejowana, podstawa aparatu państwa. Prestiż zawodu (i powołania) żołnierskiego uznawało się powszechnie za bardzo wysoki. I tak będzie od czasów Księstwa Warszawskiego i Królestwa Polskiego aż po połowę XX wieku (z wyjątkiem okresu od około 1870 roku do początków XX stulecia).
Władza scentralizowana i biurokratyczna, lecz zarazem praworządna i względnie liberalna, kształciła świadomość narodową, która splatała się z kulturą państwową. Polacy stawali się dobrymi administratorami, wychowanymi na nowoczesnych wzorach francuskich, po części pruskich. Społeczeństwo odnosiło się z szacunkiem do instytucji państwowych, ulegało zdyscyplinowaniu.
Ćwierćwiecze półniepodległości to ostatni okres zmodernizowanej pod wpływem porewolucyjnych instytucji prawno-państwowych demokracji szlacheckiej. Rządziła oto ostatnia generacja racjonalistów i reformatorów oświeceniowych, ludzi XVIII wieku przedłużonego na XIX stulecie. Większość czołowych polityków polskich czasów napoleońskich i konstantynowskich to ci, co reformowali Rzeczpospolitą, uchwalali Konstytucję 3 maja, działali w dobie insurekcji 1794 roku, służyli w Legionach. Coraz mniej odważni, coraz bardziej kompromisowi i oportunistyczni (nieraz też ugodowi, a nawet lojalistyczni), by nie powiedzieć nader skłonni do konserwatyzmu, zachowali jednak entuzjazm i rzetelność w budowie dla Polski tego, co uważali za możliwe; autonomii i cywilizacyjnego postępu. Tęsknili do przedrozbiorowej Rzeczypospolitej, wiedzieli jednak, że jej już nie odbudują.
Oświeceni i pragmatyczni politycy polscy lat 1807-1830 forsowali modernizację gospodarczą, krzewili kulturę techniczną, kładli fundamenty industrializacji, próbowali osłabić zależność i nadgonić zapóźnienie w stosunku do Europy Zachodniej. Czynili to wszystko z połowicznym sukcesem. Industrialna modernizacja kraju przy zachowaniu pańszczyzny i regresywnej polityce wobec żydowskiego mieszczaństwa nie mogła przynieść powodzenia w dłuższej perspektywie czasu. Była sztuczna, zaszczepiana, a nie „organiczna”, wyglądała jak budowa domu bez mocnych fundamentów, opóźniała rozszerzenie się rynku w ogóle, a rynku siły roboczej w szczególności, petryfikowała, a nawet zaostrzała konflikty społeczne, zwłaszcza zaś rozpalała antagonizm między szlachtą a chłopami.
Omawiana epoka nie przyniosła wiele nowego w polskiej myśli politycznej, W odniesieniu do sprawy narodowej zwyciężył trzeźwy, praktycystyczny minimalizm drobnych kroków; samoograniczania celów, przestawiania się z orientacji francuskiej (1807-1813) na rosyjską (1813-1830) i faktycznego powrotu do francuskiej w dobie powstania listopadowego. Konserwatyści (na przykład na Litwie, ale też częściowo w Poznańskim i Galicji) to raczej tradycjonaliści, nieraz nawiązujący do konstytucji majowej, lecz pragnący uwiecznić system stanowo-feudalny. Byli też nieliczni klerykalni monarchiści, wzorujący się na ideologii Restauracji, zwolennicy sojuszu tronu i ołtarza. Silniejsze wydają się nurty liberalne, zdominowane przez kaliszan, czyli konstytucyjnych doktrynerów, umiarkowanych parlamentarnych reformatorów „od góry”, obrońców raczej wolności niż równości. Myśl liberalna nieobca była członkom tajnych organizacji, choć na ogół hołdowali oni nie ewolucjonizmowi, lecz rewolucjonizmowi. Demokratyzująca, bo jeszcze nie demokratyczna lewica stanowiła margines (lata 1807-1831 znaczone były regresem plebejskiego radykalizmu i słabością ideowych nurtów postjakobińskich). Mówiła – jak w powstaniu listopadowym – o „rewolucji socjalnej”, dostrzegała sprawę chłopską, ale nie chciała jej rozwiązać radykalnym sposobem, powoływała się na lud, lecz – jak przystało na rewolucjonistów szlacheckich – nie znała go i patrzyła nań z góry „po liberalnemu”.
Polityka rozważna (nawet ta tajna, buntownicza, powstańcza odznaczała się łagodnością, skłonnością do kompromisów), ratująca kulturę i rozwijająca infrastrukturę cywilizacyjną, wysuwała na czoło umiar, porządek, harmonię. Taki też uładzony charakter miała polska kultura klasycyzmu, późnooświeceniowa. Była bardziej do oglądania i użytkowania niż do czytania i emocjonalnych uniesień. Pozostały po epoce Staszica i Lubeckiego – i w niemałym stopniu zachowały się – świetne budowle przemysłowe, funkcjonalne plany miast i osiedli, place i ulice, domy mieszkalne w wielu miastach, zdobne w kolumny pałace i kościoły (Piotr Aigner, Antonio Corazzi, Jakub Kubicki). Wspaniała urbanistyka i architektura przysłaniały kasycyzującą literaturę z jej odami, poematami i sztywnymi tragediami (Alojzy Feliński, Kajetan Koźmian, Ludwik Osiński, Franciszek Wężyk). Najlepiej chyba przetrwał w pamięci społecznej Julian Ursyn Niemcewicz dzięki „Śpiewom historycznym”, legendotwórczym, doprowadzonym aż do pogrzebu księcia Józefa. Wiersze te „z miejsca zdobyły sobie ogromną popularność, stały się dla wielu pokoleń jakby elementarzem historii narodowej” (Stefan Kieniewicz).
Pod koniec ćwierćwiecza, wśród ostrych walk z klasykami, zwyciężył lub może lepiej – zaczął zwyciężać młody romantyzm. To przede wszystkim Adam Mickiewicz, lecz również Seweryn Goszczyński, Antoni Malczewski, Maurycy Mochnacki, wreszcie Fryderyk Chopin. To nie romantycy rozpoczęli powitanie listopadowe, lecz to oni przyczynili się do jego wybuchu, nadali mu częściowo koloryt, zwłaszcza swą buńczucznością i ekstremizmem („dziś twój triumf albo zgon”).
Ćwierćwiecze półniepodległości rozszerzyło rany wspólnoty narodowej, choć narodem wciąż czuły się przede wszystkim warstwy wyższe: szlachta, inteligencja, część mieszczaństwa. Czynnikiem narodowotwórczym o ogromnym znaczeniu stało się państwo, a w jego obrębie narodowe wojsko. Kultura narodowa z głównymi ośrodkami w Warszawie, Wilnie i Krakowie łamała granice zaborowa, eksponowała jako wartość język ojczysty (choć szlachta, inteligencja i korpus oficerski używali często mowy francuskiej, aby unikać rosyjskiego i niemieckiego). W indyferentnym religijnie świecie późnooświęceniowym, lekceważącym słabo wykształcone duchowieństwo i sformalizowany katolicyzm, ludowy Kościół katolicki nie odgrywał jeszcze większej roli narodowointegracyjnej. Dopiero w końcu lat dwudziestych i w powstaniu listopadowym zaczął stawać się czuły na impulsy narodowe (początki manifestacji patriotycznych w kościołach lub z okazji narodowych pogrzebów), a część kleru, głównie zakonnicy, zasiliła radykalną lewicę. Jednakże o kościelnym rządzie dusz w narodzie nie było jeszcze mowy, zwłaszcza że w okresie konstytucyjnym Królestwa Polskiego rodzić się zaczynały wśród części duchowieństwa tendencje legitymistyczno-konserwatywne, zapoczątkowujące dzieje polskiego ultramontanizmu.