W pierwszej ćwierci XVIII wieku zniszczenia, spowodowane działaniami wojennymi, przekreśliły niemal całkowicie dokonania odbudowy gospodarczej kraju, zapoczątkowanej za rządów Jana III Sobieskiego. Zwłaszcza materialne i demograficzne skutki wielkiej wojny północnej (1700-1721) przewyższały być może straty z okresu „potopu”, gdyż spadły na Rzeczpospolitą znajdującą się w znacznie gorszej sytuacji niż ta, która miała miejsce przed rokiem 1648. Nie było miasta, które by choć raz nie wpadło w ręce nieprzyjaciół, nie zostało przez nich zniszczone lub przynajmniej ograbione czy obłożone kontrybucją. Za zniszczeniami szły zazwyczaj głód i zaraza. Odczuwała jc przede wszystkim wieś, której mieszkańcom dawał się również we znaki spadek cen oraz wzrost obciążeń pańszczyźnianych.
Trwał proces zagarniania ziemi chłopskiej na potrzeby folwarków. W wielu okolicach nastąpił spadek pogłowia zwierząt hodowlanych i powrót do narzędzi drewnianych, a pozbawiona nawozu ziemia ulegała wyjałowieniu. Ogólny regres w rolnictwie nie mógł się nie odbić na eksporcie zboża, który z 58 000 łasztów rocznic w pierwszej połowie XVII stulecia i 32 000 w drugiej połowie tegoż wieku – spadł w latach 1700-1719 poniżej 20 000 łasztów rocznie. Jest rzeczą oczywistą, iż regres musieli również odczuwać właściciele folwarków. Aby sprostać konkurencji ze strony latyfundiów, starali się w niektórych okolicach przerzucać na chłopów ryzyko produkcji, zamieniając ich powinność na czynsze. Ratowano się także dochodami z monopolu propinacyjnego opartego po dawnemu na konsumpcji piwa, w mniejszym stopniu gorzałki. Właściciel zmuszał poddanych do zakupywania alkoholu, który wyprodukował w swych dobrach. W ten sposób za cenę rozpijania wsi osiągano nieraz duże zyski. Ze zniszczeń wojennych i regresu rolnictwa stosunkowo obronną ręką wyszły takie regiony Rzeczypospolitej, jak Pomorze Gdańskie, znaczna część Wielkopolski oraz Żmudź. Po ustaniu wojen polsko-tureckich oraz najazdów czambułów tatarskich rozkwitły ponownie majątki ziemskie na Ukrainie, pozostające przeważnie w rękach magnatem.
W miarę wygasania działań wojennych sytuacja w rolnictwie powoli, lecz wyraźnie się poprawiała. Jej barometrem stał się znowu eksport zboża, który w okresie „małej stabilizacji”, a więc u schyłku rządów Augusta II, podniósł się do średnio 30 000 łasztów rocznie, aby w latach sześćdziesiątych dojść do liczby 50 000 łasztów. Wzrost ten osiągnięto różnymi sposobami. W najmniejszym chyba stopniu należy go przypisać postępowi techniki rolnej (narzędzia, nowe uprawy, wzrost hodowli). Większą rolę odegrało dalsze przechodzenie na czynsze, nie bez znaczenia był wspominany już brak obciążeń na rzecz skarbu państwa i wojska. Pokaźna część dochodu, którą w Prusach, Austrii czy Rosji pochłaniało państwo, w Polsce szła do kieszeni magnaterii, zamożniejszych ziemian i do skarbca Kościoła (instytucji oraz podległych jej łudzi).
Najbardziej opornie szło dźwiganie się z upadku miast. Wiele z nich nie powstało już z ruin, w jakie wtrąciły je zniszczenia wojenne. Dotkliwie też odczuwano skutki kryzysu monetarnego, który wynikł z zalewania Polski Uchą monetą, kutą poza jej granicami. Za Sasów bito ją pod Lipskiem, co wykorzystał król pruski, który po zajęciu tego miasta przeniósł cały proceder do Gubina. Przyniosło to Fryderykowi II olbrzymie zyski, Rzeczypospolitej zaś straty sięgające 200 milionów złotych polskich, za które – jak twierdził Władysław Konopczyński – można było przez dwa lata utrzymywać 60 000 doborowego wojska. I z tego stosunkowo obronną ręką wychodziły latyfundia magnackie, oparte nie na systemie gotówkowym, lecz na przymusie pozaekonomicznym i monopolach. nic więc dziwnego, iż magnateria stała się obok Kościoła głównym mecenasem kultury polskiej w czasach saskich. Zmniejszyła się natomiast rola miast w tej dziedzinie, i to nie tylko na skutek słabości ekonomicznej, ale i opanowania ich przez obcy etnicznie element (wzrost żywiołu żydowskiego, a w Prusach Królewskich oraz w Wielkopolsce – niemieckiego).