Bezkrólewie, jakie zapanowało po śmierci Jana III (1696), przyniosło klęskę dynastycznym nadziejom Sobieskich. Nie tylko bowiem polska korona ominęła młodego królewicza (Jakuba), ale – co gorsza – sejm konwokacyjny wykluczył a linie rodaka („Piasta”) od udziału w elekcji. Starli się w niej natomiast liczni obcy pretendenci do tronu, wśród których najpoważniejszymi byli kandydat francuski Franciszek Ludwik Conti oraz elektor saski Fryderyk August I z dynastii Wettinów. Równoczesna elekcja obu odbyła się 26-27 czerwca 1697 roku. Za Contim wypowiadał się nie tylko Ludwik XIV lecz i znaczna część szlachty, która obrała go królem. Zanim jednak dotarł morzem do Polski, 15 września 1697 roku koronowano na Wawelu Fryderyka Augusta, którego poparli sąsiedzi Rzeczypospolitej (przede wszystkim Rosja) oraz Stolica Apostolska. Contiego zmuszono do odpłynięcia, a z resztą jego zwolenników, których nie udało się przekupić lub zastraszyć, nowy król pojednał się w dwóch etapach; najpierw z przywódcami opozycji (w maju 1698 roku), z wszystkimi pozostałymi zaś podczas sejmu pacyfikacyjnego w roku 1699. Na uspokojenie nastrojów wpłynęło również przejście Fryderyka Augusta na katolicyzm. Ta wymuszona interesem politycznym konwersia zjednała mu również poparcie Rzymu.
W ten sposób doszło do polsko-saskiej unii personalnej, łączącej dwa kraje o odmiennej strukturze społecznej i innym obliczu wyznaniowym, nie mówiąc już o etnicznym. Co najważniejsze, Saksonia była pod wieloma względami podobna do państw rządzonych na sposób absolutny, gdy tymczasem szlachta polska, zapatrzona w ideały „złotej wolności”, nie chciała ani na krok ustąpić ze swych przywilejów. Przy próbie ich częściowego choćby podważenia August II musiałby się natknąć na opór sąsiadów Rzeczypospolitej, żywotnie zainteresowanych w utrzymaniu jej słabości wewnętrznej. Tak więc nie było żadnych szans, aby personalny związek polsko-saski przekształcić w unię realną, wzorowaną na lubelskiej.
Z tego wszystkiego August II nie zdawał sobie początkowo sprawy, łudząc się, że przy pomocy własnego wojska lub sąsiadów zdoła narzucić Rzeczypospolitej system silnej monarchii, a elekcyjny tron zamienić na dziedziczny. Olbrzymie terytorium Rzeczypospolitej traktował jako kapitał polityczny, dzięki któremu z pana małego księstwa będzie się mógł przekształcić w jednego z najpotężniejszych władców środkowowschodniej Europy. Początkowo liczył na zdobycze terytorialne na południu (podporządkowanie księstw naddunajskich). Gdy te rachuby zawiodły, po podpisaniu pokoju z Turcją (Karłowice 1699) obrócił wzrok ku północy. W tymże samym roku August II wszedł do tak zwanej ligi północnej, koalicji składającej się (obok Saksonii) z Rosji i Danii. Jej celem było odzyskanie terytoriów zagarniętych tym państwom przez Szwecję, przy czym w przypadku Rzeczypospolitej jej nowy król wystąpił z pretensjami do Estonii i Inflant. Miały one przypaść jednak nie państwu polsko-litewskiemu, lecz Wettinom, wiążąc w ten sposób dynastię na stałe z tronem Rzeczypospolitej.
Siła bojowa wojsk szwedzkich oraz talent dowódczy króla Karola XII pokrzyżowały te plany. Szwedom udało się najpierw pokonać Damę i zmusić ją do opuszczenia koalicji, następnie rozbili pod Narwą wojska Piotra I, by poprzez Kurlandię wkroczyć na terytorium Rzeczypospolitej. W maju 1702 roku zajęli już Warszawę, a po zwycięskiej dla nich bitwie z wojskami saskimi i polskimi pod Kliszowem (19 lipca) również i Kraków. Choć Karol XII wzywał do detronizacji Augusta II, udało mu się pozyskać jedynie niewielką grupę szlachty i magnaterii, która zawiązała proszwedzką konfederację warszawską (1704). 12 lipca tegoż roku pod szwedzkimi muszkietami wybrano „antykróla” w osobie wojewody poznańskiego, Stanisława Leszczyńskiego. Gruntownie wykształcony i o dużych walorach osobistych, był jednak człowiekiem pozbawionym doświadczenia politycznego, uległym Karolowi XII, któremu w układzie warszawskim z 1705 roku całkowicie podporządkował Rzeczpospolitą. Choć w roku 1706 Karol XII wkroczył do Saksonii i zmusił Augusta II do rezygnacji z polskiej korony, to jednak i na głowie Leszczyńskiego nie siedziała ona zbyt mocno. Nie zdołał bowiem pozyskać większości szlachty, oburzonej gwałtami wojsk szwedzkich i nie uznającej legalności elekcji. Długość jego panowania zależała od dalszych sukcesów militarnych Szwedów. Kiedy więc Rosjanie pokonali Karola XII pod Połtawą (1709), również i jego protegowany stracił szanse utrzymania polskiej korony. Spotkawszy się na emigracji w Turcji, snuli tam przeróżne plany (między innymi rozbioru Rzeczypospolitej i wykrojenia z niej udzielnego księstwa dla Stanisława).
Po Połtawie August II określił swą abdykację jako nieważną i uznany przez Walną Radę Warszawską (1710) za jedynego prawowitego władcę, wrócił na tron polski. Nie wycofał się jednak z ligi północnej, uczestnicząc u boku wojsk rosyjskich w wyprawie na Pomorze Zachodnie (1711-1713). Starał się natomiast o rozluźnienie zależności politycznej od Rosji, co mu się udało jedynie w trakcie wojny rosyjsko-tureckiej, która przybrała obrót niepomyślny dla Piotra I. Ostatecznie jednak Wysoka Porta uznała w roku 1714 Augusta II za polskiego króla i odnowiła z Rzecząpospolitą traktat karłowicki.
Choć wojna północna nie uszczupliła terytorium Rzeczypospolitej, to jej polityczne skutki okazały się katastrofalne. W warunkach wojny domowej pogłębiło się przekonanie o korzyściach wynikających z neutralności oraz niemieszania się do „wielkiej polityki”. Kaptowanie zwolenników za pomocą łapówek i urzędów, prowadzone przez obu konkurentów do tronu, musiało rodzić cynizm i demoralizację. Ich zależność od obcych protektorów (Piotra I i Karola XIII uczyła lekceważenia suwerenności jako dobra nadrzędnego.
Próby reform
Tocząc rozpaczliwą walkę o tron, August II nie zapomniał o planach przeprowadzenia w Rzeczypospolitej reform, które by wzmocniły władzę królewską. Nie mogło to znaleźć przychylnego oddźwięku w społeczeństwie szlacheckim, przeświadczonym, że nawet najbardziej racjonalne projekty (wzmocnienie skarbu, usprawnienie administracji, rozwój handlu i miast) posłużą w ostatecznym rozrachunku budowie monarchii absolutnej. Tej nienawistnej formie ustrojowej szlacheccy republikanie (między innymi podkanclerzy litewski Stanislaw Szczuka i cześnik sandomierski Stanisław Dunin-Karwicki) przeciwstawiali koncepcję wzmocnienia Rzeczypospolitej poprzez powołanie silnych władz centralnych, opartych nie na królu, lecz na zreformowanych sejmikach i sejmie (między innymi dzięki ograniczeniu liberum veto\. Reformom nie była przychylna również i oligarchia magnacka, dobrze czująca się w roli pośrednika pomiędzy dworem a szlachtą.
Król liczył jednak przede wszystkim na wojsko saskie, które wprowadził do Rzeczypospolitej pod pretekstem zagrożenia tureckiego. Niszcząc kraj rekwizycjami, zachowywało się ono w sposób świadomie prowokacyjny; dwór miał nadzieję wywołać w ten sposób rozruchy szlacheckie, co dałoby z kolei możliwość wprowadzenia siłą planowanych reform. Wzrastające niezadowolenie spowodowało zawiązanie w Tarnogrodzie (25 listopada i 715 roku) antykrólewskiej konfederacji pod wodzą Stanisława Ledóchowskiego. Stawiała sobie ona za cel usunięcie Sasów – wojska i króla – z Rzeczypospolitej. Kiedy na polu bitwy nie udało się uzyskać rozstrzygnięcia, obie strony zwróciły się o mediację do Rosji, której wojska (w sile 18 000 ludzi) wezwał do Polski carski ambasador, Grzegorz Dołgoruki. Król musiał się na to zgodzić, gdyż zwolennicy konfederacji tylko pod takim warunkiem chcieli przystąpić do układów. Po przewlekłych pertraktacjach doszło do zawarcia kompromisu; król i konfederaci podpisali w listopadzie 1716 roku traktat warszawski, ratyfikowany następnie 1 lutego 1717 roku przez sejm, który przeszedł do historii pod nazwą „niemego”. Podczas jednodniowych obrad nikogo bowiem nie dopuszczono do głosu, aby w ten sposób nie doszło do zerwania układu między opozycją a królem. Poza ratyfikowaniem traktatu (poprzez nadanie układowi rangi konstytucji) sejm „niemy” wprowadził też stałe podatki na wojsko.
August II musiał się pożegnać z myślą o przekształceniu unii polsko-saskiej w ściślejszy związek obu państw. Królowi pozwolono na utrzymywanie w Polsce jedynie gwardii, liczącej 1200 żołnierzy, przy jego boku mogło przebywać najwyżej sześciu dygnitarzy saskich. Liczbę wojska Korony i Litwy ograniczono do 24 000 „porcji” (dziś powiedzielibyśmy: etatów) żołnierskich. Ponieważ jednak zapomniano o pensjach oficerskich, które szły z tego samego funduszu, więc Rzeczpospolita mogła faktycznie wystawić 12 000-14 000 wojska, co stanowiło liczbę śmiesznie małą w porównaniu z sitami sąsiadów. Również i budżet państwa ustalono zaledwie na 10 milionów. Było to trzykrotnie więcej, niż wynosiły stałe dochody Rzeczypospolitej, ale niezmiernie mało w stosunku do jej rzeczywistych potrzeb. Podczas gdy uszczuplenie wojska i dochodów skarbowych utrzymało się aż do początku czasów stanisławowskich, inne reformy tegoż sejmu, jak ograniczenie uprawnień sejmików i kompetencji hetmańskich czy zakaz zawiązywania konfederacji (cywilnych i wojskowych), pozostały niestety na papierze. Co gorsza, z carskiej mediacji Petersburg, jak również krajowa opozycja wyciągnęły później wniosek o rosyjskiej gwarancji postanowień sejmu „niemego”. Choć Rosja nie miała żadnych podstaw prawnych, sama siła jej wojsk była aż nadto wystarczająca do uwiarygodnienia tej uzurpacji.
Pokonanie Szwecji otworzyło drogę do ingerencji rosyjskiej nie tylko w wewnętrzne sprawy Rzeczypospolitej, lecz także na terenie Rzeszy (Meklemburgia) oraz na wodach Morza Bałtyckiego. Wzbudziło to żywe zaniepokojenie trzech państw, mianowicie Saksonii, Austrii i Anglii, które w styczniu 1719 roku zawarły w Wiedniu sojusz, wymierzony przeciwko Rosji. August II liczył na poparcie szlachty, oburzonej przeciągającym się stacjonowaniem wojsk carskich na terenie Rzeczypospolitej. Kiedy jednak zostały one wycofane, sejm polski stanowczo odmówił ratyfikacji układów wiedeńskich. Szlachta nie chciała słyszeć o nowej wojnie; nie miała też zaufania do króla, którego Piotr I oskarżał o występowanie z projektem rozbioni Polski. Car twierdził obłudnie, iż odrzucił ten plan, ponieważ „przeciwny jest Bogu, sumieniu i uczciwości” (w istocie Rosja nie zamierzała się z kimkolwiek dzielić coraz bardziej sobie podporządkowywaną Rzecząpospolitą). Nie wiedziano natomiast w Polsce, iż Petersburg zawsze pamiętał, by do traktatów zawieranych z Prusami i Turcją (1729), ze Szwecją (1724) czy Austrią (1726) wstawić punkt o konieczności opieki nad polską wolnością, a więc instytucjami wolnej elekcji i liberum veto. Te „opiekuńcze sojusze” – pisze Władysław Konopczyński – ciągnęły się do końca dni Rzeczypospolitej, „coraz trwalsze, coraz skuteczniejsze i coraz bardziej zabójcze”.