Trzydziestoparoletni (ur. 1696) władca nie podzielał złudzeń swego ojca ani też nie miał jego energii i ambicji. August III Sas zrezygnował więc z myśli o wzmocnieniu władzy króla polskiego i nie wtrącał się do spraw poddanych, którzy dopiero teraz mogli w pełni korzystać z owoców polskiej neutralności. Z satysfakcją konstatowano, iż Rzeczpospolita pozostaje na uboczu konfliktów, w jakie uwikłani są jej sąsiedzi. Jeszcze nie zakończyła się wspomniana wojna o polską sukcesję, gdy Rosja i Austria rozpoczęły walkę z Turcją (1735-1739). W następnych latach w trzech kolejnych wojnach Prusy wydarły Austrii niemal cały Śląsk. Ostatnia z nich przypadła na okres tak zwanej wojny siedmioletniej (1756-1763), podczas której Fryderyk Wielki musiał stawić czoło koalicji austriacko-francusko-rosyjskiej. Saksonia brała udział w trzech wojnach śląskich (w pierwszej po stronic Prus, w dwóch następnych jako sojusznik Austrii). Nadzieje Augusta III na zajęcie części Śląska, która stałaby się pomostem pomiędzy jego dwoma państwami złączonymi unią personalną, jednak się nie spełniły. Co gorsza, sama Saksonia znalazła się po roku 1756 pod okupacją Prus. Zajęcie przez nie Śląska niebezpiecznie wydłużyło od zachodu granicę z żądnym dalszych aneksji sąsiadem. Ludność tej ziemi, mówiąca w znacznym stopniu nadal po polsku, stanęła przed groźbą intensywnej germanizacji. Wzmógł się także potencjał gospodarczy Prus, gdyż Śląsk należał do najbardziej rozwiniętych przemysłowo ziem w tej części Europy.
Przez neutralną Rzeczpospolitą często przechodziły obce armie, dokonując rabunków i rekwizycji, a nawet uprowadzając rekrutów. Czynili to Rosjanie, idąc na Bałkany i do Niemiec, a podczas wojny siedmioletniej zakładali nawet stałe kwatery w Prusach Królewskich. Również wojska pruskie (parokrotnie i austriackie) oglądano w granicach Rzeczypospolitej, która zyskała sobie wówczas mało za szczytne miano „karczmy przydrożnej, stojącej dla wszystkich otworem”. Militarna słabość Polski sprawiała, iż na jej terenie można było zachowywać się bezkarnie jak w podbitym kraju.
Na potęgującym się antymilitaryzmie szlachty nadal ciążyły te same niechęci do pozbywania się siły roboczej oraz do płacenia uciążliwych podatków. Bez rekrutów i pieniędzy nie mogło zaś być mowy o stworzeniu nowoczesnej, silnej i zawodowej armii, takiej jaką mógł wystawić każdy z sąsiadów. Szlachta po dawnemu uważała, że podobna armia ułatwi jedynie królowi sięgnięcie po władzę absolutną, nie jest zaś niezbędna do obrony granic, którą zapewnia pospolite ruszenie, zdolne w razie potrzeby zmobilizować 200 000 szlacheckich szabel. Był to już – praktycznie biorąc – mit, w który jednak po dawnemu wierzono. Natomiast dawne przekonanie o niezbędności Polski na kontynencie jako „przedmurza chrześcijaństwa” zastąpiono wiarą, iż stanowi ona konieczny element równowagi politycznej w tej części Europy. Sąsiedzi nie dopuszczą więc, aby wpadła ona w ręce jednego z nich, a to z obawy przed niebezpiecznym wzrostem potęgi tamtego. W haśle „Polska nierządem stoi” wyrażało się przekonanie, że sąsiedzi będą tolerować jej istnienie tak długo, dopóki pozostanie słaba, a więc nie zagrażająca ich bezpieczeństwu oraz interesom. W tym fatalnym złudzeniu utwierdzało szlachtę i to, że mimo wielu wojen, jakie przetoczyły się przez ziemie Rzeczypospolitej, oraz ciągłej niemal obecności obcych żołnierzy – jej terytorium nie doznało uszczuplenia. Dlatego też szlachta puszczała mimo uszu projekty reform wewnętrznych, zgłaszane za rządów Augusta III Sasa. Zmierzały one do usprawnienia działalności sejmu (między innymi poprzez ukrócenie liberum veto) i organów administracyjnych, do poprawy sytuacji miast i zniesienia poddaństwa chłopów, wreszcie do reformy sądownictwa.
Istotę tych projektów; formułowanych zarówno przez Familię w której imieniu występował między innymi Stanisław Poniatowski) jak i przez stronnictwo Potockich, stanowiły jednak reformy skarbowo-wojskowe. U schyłku lat trzydziestych zaistniała po temu wprost wymarzona koniunktura, skoro państwa ościenne, dotąd hamujące wszelkie próby naprawy Rzeczypospolitej, stały się nagle zainteresowane rozbudową jej sił zbrojnych. W Polsce ujrzano bowiem potencjalnego sojusznika, który mógłby wspomóc Rosję i Austrię w jej zmaganiach z Turcją. Z kolei w okresie wojny siedmioletniej Wiedeń i Petersburg były skłonne poprzeć aukcję wojska, aby w ten sposób wzmocnić koalicję antypruską. Ostateczna decyzja należała jednak do sejmów, te zaś – na mocy nieszczęsnego liberum veto – mogły być i były raz po raz rwane. Za pieniądze Fryderyka II Potoccy zerwali sejm z 1744 roku, na którym sprawa reformy skarbowo-wojskowej znalazła poparcie większości posłów. „W ten sposób przekreślona została najpoważniejsza po sejmie «niemym» próba odnowy Rzeczypospolitej” (Józef Gierowski). Podobna sytuacja powtórzyła się w latach 1746 i 1748; przespano nie tylko wymarzoną okazję do reform, ale i sposobność przeciwstawienia się agresywnym poczynaniom Fryderyka II, który otoczył Polskę półpierścieniem swych ziem. leszcze przed zagarnięciem Śląska przeszło w posiadanie Prus Pomorze Szczecińskie (1720), które zyskały na mocy traktatu pokojowego ze Szwecją.
Na zrywanie sejmów szły zresztą nie tylko pieniądze państw ościennych. Olbrzymie sumy łożyła na to również i Francja, nie mogąca z powodu oddalenia posłużyć się innymi argumentami. Jeśli jednak polscy magnaci brali tak chętnie obce złoto, to między innymi dlatego, iż czynili za nie to, co im samym najbardziej odpowiadało. Zrywając sejmy oraz torpedując wszelkie próby wzmocnienia władzy monarszej, umacniali pozycję własnej warstwy. O ile na rządy ostatniego z Jagiellonów przypadało apogeum rządów szlacheckich, to panowanie drugiego Sasa było z kolei „złotym wiekiem” oligarchii magnackiej. Dawny antagonizm Potockich i Familii doszedł wówczas do szczytu. Również i dwór nie pozostawał na uboczu konfliktu, skoro najpierw szukali w nim oparcia Czartoryscy, a później sprzymierzył się na pewien czas (do roku 1744) z Potockimi. Oba stronnictwa dążyły do przeprowadzenia reform, oba też wchodziły w porozumienie z mocarstwami ościennymi, a dla osiągnięcia celu tak samo me cofały się przed przekupstwem i rwaniem sejmów. Po 1748 roku te ostatnie przestały być miejscem walki o naprawę ustroju Rzeczypospolitej. Pozostając faktycznie bez parlamentu i władzy centralnej, zmieniła się ona poniekąd w luźną federację magnackich i kościelnych latyfundiów. Dochody z tych majątków służyły przede wszystkim wzrostowi potęgi możnowładców, którzy skupiali w swych rękach znaczne bogactwa. Wystarczy przypomnieć, iż w przypadku wojewody ruskiego, Augusta Czartoryskiego, wyrażały się one kwotą 3 milionów złotych polskich rocznie.