Nowo powstałe Królestwo Polskie, zwane też Kongresowym, stanowiło w znacznej mierze kontynuację ustrojową i administracyjną Księstwa Warszawskiego. Konstytucja tego państwa została oktrojowana, mogła więc być dowolnie ograniczona lub zniesiona przez monarchię. Aleksander I nadal konstytucję „swemu” Królestwu 17 listopada 1815 roku. Tekst ustawy zasadniczej opracował książę Adam Czartoryski, biorąc za podstawę konstytucję drezdeńską 1807 roku. Królestwo, trwale związane z Rosją przez osobę monarchy, nic prowadziło własnej polityki zagranicznej. Podobnie było w Księstwie. Konstytucja Królestwa nawiązywała bardziej niż jej poprzedniczka do dawnych polskich tradycji: podział na województwa, kolegialność ministerstw (komisje rządowe) i władz wojewódzkich, poszerzenie uprawnień sejmu, obradującego jawnie na trzydziestodniowych sesjach. Władzę wykonawczą sprawował król, który mógł mianować namiestnika (został nim nie Czartoryski, jak tego oczekiwano, lecz generał Józef Zajączek; po jego śmierci w 1826 roku król – wówczas już Mikołaj I – nie mianował nowego namiestnika). Mianowana przez króla Rada Stanu przygotowywała pod prezydencją namiestnika projekty ustaw i rozporządzeń. Jej częścią była Rada Administracyjna, czyli właściwy rząd. Władzę ustawodawczą stanowił mianowany senat i wybierana izba poselska (siedemdziesięciu siedmiu posłów i pięćdziesięciu jeden deputowanych). Czynne prawo wyborcze otrzymało około 100 000 osób, a więc stosunkowo więcej niż we Francji. Wyższe urzędy oraz mandaty posłów i deputowanych zarezerwowano dla „właścicieli gruntowych”. Konstytucja gwarantowała równość wobec prawa, własność (zniesiono konfiskaty majątku), wolność wyznania, słowa i druku. Język polski obowiązywał w administracji, szkole, armii i sądzie. Służbę wojskową pełniono w kraju (echo dramatu z San Domingo). Kary odbywano wyłącznie w Królestwie (ochrona przed zesłaniem na Syberię).
Konstytucja była niewątpliwie bardzo liberalna, jednakże niemal od początku gwałcono ją i ograniczano bądź decyzją króla, bądź rządu, bądź osób, które za wiedzą cara miały sprawować kontrolę nad polskimi poddanymi. Namiestnikiem de facto został stale rezydujący w Warszawie brat cesarski, wielki książę Konstanty, wódz naczelny Wojska Polskiego. Senator Mikołaj Nowosilcow sprawował niekonstytucyjną funkcję „pełnomocnika cesarskiego”. Nad „porządkiem” nad Wisłą stale czuwały stacjonujące w stolicy Królestwa sojusznicze oddziały rosyjskie.
Początkowa sytuacja wyglądała niemal idyllicznie. Po klęsce 1812 roku szlachta obawiała się drugiego, po 1795 roku, końca Polski, tymczasem powstało liberalne i pólniepodległe Królestwo. Monarcha cieszył się więc ogromną sympatią Polaków (symbole zaufania i wdzięczności: kościół św. Aleksandra w Warszawie i pieśń Alojzego Felińskiego z 1816 roku „Boże, coś Polskę…”). Ograniczenia praw konstytucyjnych nastąpiły na większą skalę po 1820 roku, kiedy to państwa Świętego Przymierza zaostrzyły represje przeciw aktywizującemu się w Europie liberalnemu i rewolucyjnemu mchowi spiskowemu.
Królestwo było państwem sprawnie i sprężyście administrowanym przez wykwalifikowanych, doświadczonych urzędników krajem spokojnym i „uładzonym”, praworządnym, szybko rozwijającym się pod względem cywilizacyjnym.
Ogromną popularnością i szacunkiem cieszyło się Wojsko Polskie. Stanowiło ono w oczach szlachty i inteligencji rękojmię odrębności Królestw? Kongresowego. Liczyło 30 000 żołnierzy. Było nowoczesne (oddziały rakietników), bardzo dobrze wyszkolone, umundurowane i uzbrojone. Służba w nim trwała sześć Jat, mniej niż w krajach ościennych, a przed chłopami otwierała możliwości awansu społecznego. Konstanty wprowadził wprawdzie kary cielesne, bezduszną dyscyplinę, a zwłaszcza surową musztrę, i odsunął niektórych oficerów napoleońskich (jego gwałty na placu Saskim doprowadziły kilkudziesięciu oficerów do samobójstwa), lecz w armii zachowało się niemało patriotycznych i demokratycznych tradycji z czasów napoleońskich. Wojsko było nadal budzicielem świadomości narodowej. Dumnego ze „swojej” armii Konstantego polska młodzież wojskowa szczerze nienawidziła. Starszyzna popierała istniejący stan rzeczy, lękała się wielkiego księcia, lecz pozostawała wobec niego całkowicie lojalna. Dobrze sytuowani generałowie i pułkownicy nierzadko bogacili się na administracji i zaopatrzeniu wojska kosztem szeregowców.
W pierwszych latach istnienia Królestwa kontynuowano politykę oświatową i naukową rządu Księstwa Warszawskiego. W 1816 roku został założony w stolicy pięciowydziałowy uniwersytet.
Minister Stanisław Kostka Potocki, stojący jednocześnie na czele bujnie się teraz rozwijającej (choć znanej już w XVIII wieku) masonerii, otwierał szkoły rzemieślnicze, dbał o rozwój oświaty elementarnej i o zachowanie jej świeckiego charakteru. Za sprawą episkopatu, który potępiał antyklerykalnego ministra (z jego inicjatywy dokonano kasaty około czterdziestu klasztorów), car dał dymisję Potockiemu. Jego następca, Stanisław Grabowski, zaniedbał oświatę na wsi (znacznie spadła liczba szkół). Wzrosły też opłaty za naukę w szkołach średnich.
Mimo regresu oświata w Królestwie utrzymała się w latach dwudziestych na wysokim poziomie: Szkoła Górnicza w Kielcach (1816) i Instytut Agronomiczny w Marymoncie pod Warszawą (1818). Warszawski Instytut Politechniczny osiągnął w 1830 roku rangę wyższej uczelni. Polska oświata nadal rozwijała się bujnie na „ziemiach zabranych” (Uniwersytet Wileński, Liceum Krzemienieckie, od 1819 roku noszące nazwę Gimnazjum Wołyńskiego).
Życie polityczne Królestwa toczyło się nie bez rosnących trudności, gdyż car i podległy mu rząd omijali lub gwałcili postanowienia konstytucji. O finansach kraju decydowała władza wykonawcza. Ksawery Drucki-Lubecki, minister skarbu od 1821 roku, wprowadził surowy reżim oszczędnościowy. Zlikwidował wprawdzie deficyt budżetowy, bezwzględnie ściągając zaległe podatki i nakładając nowe, głównie pośrednie, lecz zupełnie nie liczył się z uprawnieniami sejmu, któremu w ogóle nic przedkładano budżetu do zatwierdzenia. Car zwoływał sejmy rzadko i nieregularnie (1818, 1820, 1825, 1830), nic zaś co dwa lata, jak postanawiała konstytucja. Przywrócono cenzurę. Konstanty i Nowosilcow zakładali i rozbudowywali siatki szpiegowsko-policyjne, śledząc postępowanie ludzi różnych warstw społecznych i zawodów, a zwłaszcza młodzieży.
Prowadzenie przez cara, Konstantego, rząd Królestwa, a zwłaszcza przez Lubeckiego, antykonstytucyjnej polityki nie zmieniło postawy szlacheckich lojalistów, wciąż liczących na przyłączenie do Królestwa „ziem zabranych”, choć niektórzy konserwatyści, jak na przykład Adam Czartoryski, odsunęli się na znak opozycji od życia publicznego. Natomiast ujawniła się, podkreślająca swą wierność wobec monarchy, a zwłaszcza przywiązanie do ustawy zasadniczej, nieliczna liberalna opozycja sejmowa, reprezentowana przez grupę posłów z Kaliskiego. Przewodzili jej bracia Wincenty i Bonawentura Niemojowscy. Ci „doktrynerzy” lub „liberaliści”, jak ich nazywano, wzorowali się na parlamentarnej opozycji francuskiej i jej teoretyku Beniaminie Constancie. Kaliszanie domagali się respektowania konstytucji i roztoczenia sejmowej kontroli nad działalnością ministrów. Gdy za ich sprawą sejm 1820 roku odrzucił jeden z rządowych projektów ustaw i potępił niekonstytucyjne postępowanie rządu, Aleksander postanowił zdusić opozycję. Niemojowscy nie zostali dopuszczeni na sejm 1825 roku, a jawność posiedzeń izby poselskiej zniesiono.
Opozycja nie została w pełni sparaliżowana, ujawniła się jeszcze na sejmie 1830 roku, a niektórzy posłowie porozumiewali się z organizacjami spiskowymi. Jednakże cała opozycja, i jawna, i podziemna, była słaba i nieliczna. Reprezentowała co prawda znaczną część opinii publicznej, skryte tęsknoty i marzenia Polaków, jednak znakomita większość szlachty i mieszczaństwa popierała istniejący stan rzeczy. „Społeczeństwo polityczne” kongresowego państwa miało się pod względem materialnym dobrze, nie odczuwało też, mimo ograniczeń, braku podstawowych wolności. Opozycja jawiła się mu jako niebezpieczna mrzonka. Uważano dość powszechnie, że antyrządowe i antyrosyjskie wystąpienie mogłoby doprowadzić do katastrofy, do utraty tego, co Polacy osiągnęli. A było co tracić.
Królestwo to nie tylko kraj sprawnie zarządzany, lecz rozwijający się gospodarczo, nadrabiający zapóźnienia, próbujący osłabić zależność od rosyjskiego imperium.
W Królestwie Kongresowym 80 procent ludności utrzymywało się z pracy na roli, przy czym około połowy ziem zajmowały folwarki. Wielka własność przeżywała jednak kryzys, a to w związku z ograniczeniem eksportu ziarna do Anglii [tak zwane cła zbożowe). Przezwyciężyć ów kryzys mogło przejście na tory gospodarki kapitalistycznej, nowoczesnej i intensywnej. Następowało to powoli, na zasadzie „odgórnej”, czyli w interesie wielkiej własności, a kosztem chłopów. Ulepszano, głównie na zachodzie kraju (Kaliskie, Kujawy), obróbkę gruntów, zaprowadzano intensywną hodowlę owiec. Wraz z trzykrotnym wzrostem produkcji ziemniaków zwiększała się też liczba gorzelni i krochmalni. Rosła w województwach zachodnich liczba oczynszowanych chłopów (zwłaszcza w dobrach narodowych, czyli majątkach państwowych). Najnowocześniejsze folwarki zatrudniały coraz więcej wyrobników. Aby uzyskać więcej ziemi na pastwiska łub pod nowe uprawy, ziemianie zaczęli rugować chłopów z gruntów, które przyłączano do folwarków. Rosła liczba chłopów bezrolnych i małorolnych. Był to dalszy ciąg procesu, zapoczątkowanego już w Księstwie Warszawskim po wprowadzeniu tak zwanego dekretu grudniowego. Jednak większość szlachty gospodarowała po staremu, utrzymując system pańszczyźniany.
Rząd Królestwa popierał i organizował rozwój przemysłu. Dla rozbudowy górnictwa i hutnictwa wielkie zasługi położył Stanisław Staszic, jednakże głównym promotorem industrializacji, twórcą „rewolucji manufakturowej” (maszyn parowych działało jeszcze bardzo niewiele) był minister skarbu Ksawery Drucki-Lubecki. Szczerze nie łubiany w sferach patriotycznych jako zaufany cara, umiał jednak przeciwstawić się Konstantemu, dbał o autonomię i względną niezależność ekonomiczną Królestwa. Pragnął – za cenę ugody z Rosją – budować bogactwo kraju, a zwłaszcza pomyślność klas posiadających. Z bezwzględnie ściąganych podatków zyskał środki na rozwój przemysłu, miast i komunikacji.
W Kieleckiem i koło Dąbrowy powstawały kopalnie i huty. Przed insurekcją 1830 roku produkcja surówki wynosiła już około 10 000 ton rocznie. Powstał przemysłowy okręg kalisko-łódzki, gdzie rozwinęło się włókiennictwo, głównie wełniane, później też bawełniane i lniane. Produkcja włókiennicza w dobie dobrej koniunktury lat 1820-1827 wzrosła aż czterokrotnie. Część produkcji szła na potrzeby krajowe, część na eksport. Korzystna umowa celna w handlu z Rosją (1822) sprawiła, że przed włókiennictwem otworzyły się szeroko rynki wschodnie (Rosja, a nawet Chiny). Przeważała produkcja rzemieślnicza samodzielnych tkaczy, którym rząd udzielał pomocy i których zachęcał do osiedlania się w Królestwie (przybyło blisko 50 000 osób, głównie z Prus). Rozwijały się manufaktury, na ogół niewielkie. Niektóre jednak zatrudniały po kilkaset ludzi (Sieradz, Opatówek, Warszawa). Obok przemysłu ciężkiego i włókienniczego różnorodne manufaktury powstawały w Warszawie: metalowe, spożywcze (pierwszy młyn parowy), chemiczne.
Rozszerzenie się sfery gospodarki towarowo-pieniężnej, rozbudowa rzemiosła i przemysłu manufakturowego, wspierane przez założony z inicjatywy Lubeckiego Bank Polski (1828), oznaczały rozwój rynku wewnętrznego. Rosły obroty handlowe. Rząd rozszerzał sieć komunikacyjną (imponująca rozbudowa dróg bitych). Pojawiły się osady i miasta przemysłowe (Aleksandrów, Łódź). Rozbudowywano ośrodki stare (Kalisz, Kielce, Lublin, Płock). Do dziś widać efekty wielkiego klasycystycznego budownictwa owego okresu. Warszawa, licząca w 1815 roku około 81 000 mieszkańców, miała ich 175 000 w 1830 roku. Miasto zyskało nowe place i ulice, już oświetlone, reprezentacyjne budowle i domy mieszkalne (w tym właśnie czasie powstała zabudowa ulicy Nowy Świat).
Społeczeństwo manufakturowego stadium rozwoju stosunków kapitalistycznych nie było wolne od starych konfliktów społecznych, a odczuwało też narastanie nowych. Znaczna część gospodarującej ekstensywnie ziemiańskiej szlachty, niechętna mieszczaństwu, industrializacji i wszelkim nowinkom politycznym lub obyczajowym, żyła po staremu, dbała o stół i wygody, trzymała w ryzach chłopów, nieraz przy pomocy wojska. Biedniejsza szlachta nadal się proletaryzowała i napływała do miast, zasilając rosnącą w siłę inteligencję, która – z wyjątkiem biurokracji – chciała zmian, dostrzegała niesprawiedliwości społeczne, widziała je jednak hardziej w mieście niż na mało znanej wsi. Powstająca burżuazja, ściśle związana z konserwatywnym rządem, w znacznej mierze odrębna etnicznie (Niemcy, Żydzi, z rzadka też Francuzi i Anglicy) od polskiego plebsu miejskiego, modernizowała kraj zależny, głucha zaś była na społeczne i narodowe dążenia jego ludności.
Niezwykle ciężkie warunki pracy rzemieślników i robotników manufaktur (dzień roboczy trwał 12-16 godzin) oraz postępująca proletaryzacja rękodzielników uzależnionych od nakładców doprowadziły pod koniec lat dwudziestych do buntów czeladzi i wyrobników w regionie łódzkim oraz do strajków w manufakturach warszawskich (1824-1830). Wystąpienia te stłumiono.
Na wsi dochodziło niekiedy do lokalnych poruszeń. Działali wśród chłopów ostro tępieni pokątni pisarze („burzyciele”), występujący w imieniu gromad do sądów i władz administracyjnych. Takim „burzycielem” był nauczyciel Kazimierz Deczyński, prototyp bohatera powieści Leona Kruczkowskiego „Kordian i cham”. W dobrach narodowych włościanie często domagali się oczynszowania.
Do ostrzejszych konfliktów społecznych nie dochodziło. W Królestwie – mimo lokalnych poruszeń – panował spokój. Znacznej części ludności, przy sporych różnicach klasowych i regionalnych, wiodło się lepiej niż za czasów Księstwa Warszawskiego.