Jeśli wiek XVI zapoczątkował proces laicyzacji kultury polskiej, to nie dzięki pojawieniu się znaczniejszej grupy ludzi wyznaniowo indyferentnych (w praktyce były to zaledwie jednostki), lecz odwadze, z jaką – w imię interesów prawdy naukowej oraz państwa – występowano przeciwko autorytetowi Kościoła. Pierwsza rzuciła teologii rękawicę astronomia. Odkrycie Mikołaja Kopernika podważyło nie tylko tradycyjną wiarę w geocentryzm, ale i autorytet kościelnych komentatorów Biblii, którzy z niej właśnie czerpali argumenty przemawiające za obracaniem się Słońca wokół Ziemi. Wpisanie ze znacznym opóźnieniem, bo dopiero w roku 1616, „De revołutionibus orbium coelestium” (1543) na indeks kościelny nic zahamowało zwycięskiego pochodu heliocentryzmu, którego zwolennicy (jak Jan Brożek) zajmowali nawet w początkach XVII stulecia katedry na krakowskim uniwersytecie.
Z kolei historiografia, w dużym stopniu za sprawą reformacji, zdobyła się na krytyczne akcenty pod adresem średniowiecza, zarzucając minionym wiekom z jednej strony prymitywizm cywilizacyjny, z drugiej zaś prześladowania, jakie za przyczyną papiestwa spadły na głosicieli „prawdy Bożej”. Nauki prawne kwestionowały supremację Kościoła nad państwem; między innymi Andrzej Frycz Modrzewski i Jakub Przyluski występowali w obronie suwerenności państwa przed roszczeniami papiestwa. Geografia opisywała ziemie i ludzi, o których istnieniu nie wspominało Pismo św. Nawet poezja religijna dość często stanowiła dialog człowieka z Bogiem. I tylko z Bogiem. Tak na przykład Jan Kochanowski wspominał o świętych jedynie we fraszkach, i to zawsze z przekąsem czy z akcentem drwiny. Stałym elementem tej poezji była „pozawyznaniowa i mocno zracjonalizowana koncepcja Boga oraz nieobecności wyobrażeń religijnych specyficznie chrześcijańskich” (Wiktor Weintraub). Tematem godnym wielkiej literatury stały się natomiast osobiste przeżycia ludzkie. Kochanowski opiewał w „Trenach” ból ojca po zgonie ukochanej córki, Rej sławił uroki życia ziemianina domatora, Janicki ukazywał niedole poety, skazanego na łaskę możnych protektorów.
Innym charakterystycznym rysem kultury polskiego odrodzenia był jej ścisły związek z ówczesnym życiem politycznym, potrzebami państwa oraz postulatami jego reformy. Refleksy tych spraw znajdujemy nie tylko w literaturze ściśle polemicznej, tworzonej na potrzeby chwili, ale i w „Krótkiej rozprawie” Mikołaja Reja czy „Odprawie posłów greckich” Jana Kochanowskiego będącej pierwszym polskim dramatem politycznym.
Poznaniu własnego kraju służyła wielka mapa Polski (w skali 1:1 000 000), wykonana w roku 1526 przez Bernarda Wapowskiego, a stanowiąca znaczne osiągnięcie ówczesnej kartografii. Frycz Modrzewski w dziele „O poprawie Rzeczypospolitej” zawarł program radykalnej przebudowy ustrojowej państwa szlacheckiego w scentralizowaną – lecz nie absolutną – monarchię. .Silna władza królewska miała tam skutecznie utrzymywać równowagę społeczną, chroniąc wszystkich obywateli przed gwałtami możnych, a więc zarówno szlachtę przed magnaterią, jak chłopów przed szlachtą. Ingerencję państwa pragnął on rozciągnąć w dziedzinę oświaty i na sprawy kościelne. Warto jednak dodać, że choć dzieło Frycza doczekało się w XVI-XVII stuleciu tłumaczeń na języki: niemiecki, hiszpański, włoski i rosyjski, to jego dość utopijne koncepcje przeszły bez większego echa.
Gloryfikacji dynastii i państwa służyła renesansowa przebudowa Wawelu, zapoczątkowana przez Franciszka della Lorę z Florencji, a kontynuowana przez Bartłomieja Berrecciego. W jej wyniku powstało dzieło stanowiące amalgamat wpływów włoskiej architektury z rozwiązaniami, jakie podyktowały miejscowe warunki i potrzeby. W latach 1516-1517 Wawel powiększył się o kaplicę Zygmuntowską, miejsce kultu pomyślane zarazem jako mauzoleum dynastii, mające dokumentować jej wielkość i potęgę. Przeniesienie punktu ciężkości na doczesne bytowanie człowieka rodziło z jednej strony zanik zainteresowań budowlami sakralnymi (nigdy nie powstało tak mało fundacji kościelnych, jak właśnie w Polsce XVI wieku), z drugiej zaś zapał do wznoszenia rezydencji świeckich. Wyposażano je szczodrze we wszystko, co mogło służyć wygodzie mieszkańców oraz zaspokajać ich potrzeby estetyczne. Przykładem są utrzymane w renesansowym stylu zamki magnackie, takie jak Ogrodzieniec Bonerów, Szydłowiec i Ćmielów Szydłowieckich, Tęczyn Tęczyńskich czy Wiśnicz Kmitów. Niektóre z nich, jak Pieskową Skałę, Niepołomice czy Baranów, wzorowano wprost na Wawelu. Możnowładcom sekundował patrycjat miejski, wznosząc obok własnych siedzib wspaniałe ratusze lub przebudowując dawne gotyckie siedziby władz miejskich w duchu dostosowanym do gustów i wymogów renesansu.
Nowe rezydencje były o wiele częściej zdobione rzeźbami i malowidłami świeckimi niż religijnymi. Rodzące się wówczas malarstwo historyczne znajdowało wielu mecenasów i protektorów, przede wszystkim wśród szlachty i magnatem. Służyło ono między innymi uświetnianiu tych rodów, podobnie jak galerie portretowe, wypierające poniekąd dawne malowidła świętych. Wznoszone na wzór Zygmuntowskiej kaplice-mauzolea bardziej sławiły zmarłych niż wielkość Stwórcy, który ich do siebie powołał (jak to widzimy między innymi w kaplicy biskupa Andrzeja Noskowskiego w kolegiacie pułtuskiej czy Piotra Myszkowskiego w krakowskim kościele dominikanów).
Liczni wielmoże, zarówno świeccy jak duchowni (Jan Lubrański, Filip Padniewski, Andrzej Krzycki), przejmowali z humanizmu przede wszystkim styl życia, polegający na kumulacji przyjemności i wygód, a nie cierpień, które mościłyby drogę do nieba. Budziło to zgorszenie satyryków i kronikarzy; tylko u nielicznych z nich (jak u Andrzeja Lubienieckiego w „Połoneutychii”) znajdujemy zrozumienie tego, iż ludzie XVI wieku przeniesieni w dawne czasy, pozbawione renesansowego komfortu, by „pozdychali do kilku niedziel”. Jednych moralistów gorszyło podporządkowanie życia pogańskiej dewizie carpe diem („używaj dnia”), inni obawiali się z kolei, iż pogrążone w zbytkach społeczeństwo szlacheckie stanie się zniewieściałe, a przez to niezdolne do obrony państwa. Jeśli jednak wznoszone wówczas rezydencje nie nosiły charakteru obronnego, wynikało to z faktu, iż – poza stałymi szlakami najazdów tatarskich – obce wojska nie docierały do wnętrza Rzeczypospolitej. Wojny toczono na peryferiach olbrzymiego państwa polsko-litewskiego.