Polityczną pozycję średniej szlachty wzmacniały jej sukcesy ekonomiczne, wynikające z rozwoju gospodarki folwarcznej, opartej na przymusowej pracy chłopskich poddanych. Obszar folwarków powiększano głównie kosztem gruntów nie obsadzonych przez chłopów czy też stosując wykup sołectw (dość często przymusowy). Towarzyszył temu wzrost produkcji rolnej; plony zbóż dochodziły do 8-8,5 kwintala z hektara, którą to wysokość – po długim okresie regresu przypadającego na wiek XVII oraz drugą połowę następnego stulecia – udało się rolnictwu polskiemu przekroczyć dopiero w XIX wieku.
Zapotrzebowanie rynku wewnętrznego na zboże, a jeszcze bardziej możliwość jego eksportu po korzystnych cenach na rynki Europy Zachodniej – legły u podłoża dość szybkiego rozwoju folwarku. Głównymi eksporterami produktów rolnych byli wielcy właściciele ziemscy oraz posiadacze kilku folwarków, w nieporównanie mniejszym stopniu jednowioskowa szlachta. W konsekwencji budżet magnata czy nawet zamożnego szlachcica starczał wówczas nie tylko na inwestycje gospodarcze, zbytkowne szaty i sprzęty, lecz także na podróże do zagranicznych uniwersytetów, wspomaganie drukarń oraz szkól, wznoszenie nowych siedzib i przebudowę starych, słowem na finansowanie różnorodnych przejawów życia kulturalnego w „złotym wieku”. Ze szlachcicem nierzadko współzawodniczył zamożny przedstawiciel patrycjatu, chętnie i stosunkowo łatwo przechodzący w tej epoce w szeregi szlachty.
Choć wśród sprzedawców zboża trafiali się chłopi, korzystający w ten sposób ze zwyżki cen na produkty rolne, to jednak przede wszystkim ta warstwa ponosiła koszta z jednej strony szybkiego rozwoju folwarków, z drugiej zaś wzrastającej omnipotencji szlacheckiego sejmu, już na przełomie XV i XVI wieku starał się on poprzez odpowiednie konstytucje ograniczyć wolność osobistą chłopów (między innymi prawo opuszczania wsi). Ustawy z lat 1520-1521 określają dolną granicę obowiązującej pańszczyzny na jeden dzień w tygodniu z łanu, górną pozostawiając do uznania panów, toteż w drugiej połowic stulecia wzrosła ona do około trzech dni w tygodniu. Rozpatrywanie skarg chłopskich na panów przez ich sądy czyniło problematycznym sam wymiar sprawiedliwości. W nieco lepszej sytuacji znajdowali się chłopi z dóbr królewskich i kościelnych, mogący odwołać się do sądów referendarskich czy duchownych. Zazwyczaj jednak brały one stronę starostów lub dzierżawców tych majątków. Nawet od uzyskania przychylnego wyroku do jego egzekucji wiodła jeszcze ciernista droga, trudna do przebycia dla chłopskiego petenta. W tej sytuacji wiele rodzin chłopskich uważało za bardziej skuteczne nielegalne przenoszenie się do innych majątków, których właściciele organizowali ucieczkę; dość często na nowym miejscu korzystano z ulg w wymiarze świadczeń. Bezpieczniejszym schronieniem była Ukraina; leżała jednak zbyt daleko, zwłaszcza dla tych, którzy wyruszali tam obarczeni liczną rodziną i dobytkiem. Podjęcie decyzji o zbiegostwie nie należało zresztą do najłatwiejszych, jeśli zważymy, iż trzeba było zostawić ojczystą chatę i strony oraz nie sposób było zabrać całości inwentarza. Sama możliwość zbiegostwa działała jednak hamująco na właścicieli folwarków.
Poza sporadycznymi przypadkami nie znaleziono natomiast w źródłach przejawów zbrojnego oporu, nie mówiąc już o masowych wystąpieniach antyfeudalnych. Stopniowość wprowadzania pańszczyzny, różny jej wymiar, zależny od właścicieli i regionów, możliwość korzystania z ogólnej koniunktury gospodarczej – wszystko to tłumaczy (choć niecałkowicie wyjaśnia) powody, dla jakich Polska XVI wieku nie przeżyła wojen chłopskich, których echa dochodziły z sąsiednich Węgier (1514) czy Niemiec (1525). I chociaż, zwłaszcza w miastach Prus Królewskich, parokrotnie dochodziło do wystąpień przeciwko patrycjatowi, podejmowanych przez plebs i pospólstwo, to jednak warstwy te nie poczuwały się do solidarności z chłopami. Tych zaś z kolei niewiele obchodziło antymiejskie ustawodawstwo szlacheckich sejmów. Wiele z tych konstytucji nie wchodziło zresztą w życie, żeby wymienić ustawę z roku 1565, zakazującą mieszczanom udziału w polskim handlu z zagranicą.
Nie trzeba więc przez pryzmat zakazów prawnych patrzeć na dzieje miast, które w XVI wieku nadal korzystały z gospodarczej prosperity. W warunkach polskich już ośrodki liczące 10 000 do 20 000 mieszkańców należały do większych, żeby wymienić Kraków, Poznań, Toruń, Lublin, Warszawę, Lwów, Wilno czy Rygę. Osobne miejsce zajmował Gdańsk, mający u schyłku stulecia około 60 000 ludności. Największy port Rzeczypospolitej bogacił się przede wszystkim na pośrednictwie w handlu zbożem (samego tylko żyta w latach 1570-1580 przechodziło przez Gdańsk średnio rocznie około 70 000 ton) i produktami leśnymi (drewno okrętowe, klepki, smoła, potaż). Rozwijały się też ośrodki położone na linii spławu rzecznego, od Kazimierza nad Wisłą poczynając. Takie „utowarowienie” i „upieniężnienie” gospodarki stworzyło dodatni bilans handlowy. Od połowy XVI wieku jego skutki zaczęło odczuwać również i Wielkie Księstwo Litewskie. Koniunktura gospodarcza mogła w jakimś stopniu wpłynąć na przeprowadzenie tam reformy majątków królewskich (tak zwanej pomiery włócznej, naśladowanej potem i w dobrach prywatnych. Poprzez ustalenie jednolitych rozmiarów gospodarstw chłopskich i wyznaczenie im świadczeń nie tylko w naturaliach, lecz także pieniężnych, osiągano intensyfikację produkcji rolnej. Jej dalszym wzrostem byli zainteresowani członkowie politycznej elity szlacheckiej, stojący na czele ruchu egzekucyjnego.