Doświadczenia ostatniej wojny ze Szwedami (1626-1629) uczyniły znów aktualną myśl o wzmocnieniu władzy monarszej, porzuconą po rokoszu Zebrzydowskiego z obawy przed opozycją ze strony szlachty. Okazję po temu stwarzała nadchodząca wolna elekcja. Panowanie Zygmunta III Wazy, jedno z najdłuższych (1587-1632), jakie zna historia Polski, zbliżało się wyraźnie ku końcowi, należało więc pomyśleć o sposobie powołania na tron następcy. Debatowano nad tą kwestią długo w ostatnich latach rządów starego króla; mówiono więc między innymi o potrzebie wprowadzenia zasady decydowania większością głosów (co mogłoby również uzdrowić tok obrad sejmowych), wykluczeniu obcych kandydatów, powoływanie następcy za rządów poprzednika (tak zwana elekcja vivente rege). Wszystkie te projekty kończyły się jednak na dyskusjach równie zaciętych, co bezpłodnych, ponieważ nie tylko szlachta, coraz bardziej niechętna wszelkim zmianom ustrojowym, ale i magnaci (w tym również skupieni wokół króla) nie życzyli sobie naprawdę wzmocnienia władzy monarszej.
Dyskutowano nad sposobem elekcji, osoba kandydata nie budziła natomiast żadnych większych wątpliwości. Władysław Waza cieszył się bowiem sympatią ogółu szlacheckiego ze względu na swe rycerskie usposobienie i daleki od fanatyzmu światopogląd oraz wyraźne skłonności ku rodzimym obyczajom i kulturze. Jeśli więc dysydenci zadowolili się podczas elekcji połowicznymi i raczej formalnymi ustępstwami ze strony katolików, uczynili to w przekonaniu, że obiór tego właśnie władcy otwiera przed nimi jaśniejsze perspektywy na przyszłość. Ich nadzieje nie były nieuzasadnione, zważywszy choćby na wysyłane do Rzymu raporty nuncjuszy papieskich w Warszawie, w których skarżyli się oni na oziębłość religijną młodego króla, tak wielką, że graniczącą niemalże z herezją.
Elekcja Władysława Wazy przekształciła się właściwie w aklamację jedynego kandydata na tron Rzeczypospolitej. Ten zaś zaraz po zaprzysiężeniu (które nastąpiło w listopadzie 1632 roku) podjął próby wzmocnienia swej pozycji wobec szlachty i magnaterii. Zaczął od starań o powiększenie majątku królewskiego; kiedy zaś zakończyły się one fiaskiem, przystąpił do tworzenia wśród magnaterii własnego stronnictwa, które popierałoby politykę dworu. Formalną podstawą miałby tu być nadawany przez monarchę Order Niepokalanego Poczęcia NMP; udekorowani mm tworzyliby rodzaj bractwa orderowego. Szlachta zdawała sobie jednak dobrze sprawę z tego, że istotnym celem „kawalerii” (jak owo bractwo nazywano) byłaby nie obrona wiary, lecz wzmocnienie władzy monarszej. W następstwie gwałtownego oporu ze strony społeczeństwa szlacheckiego Władysław IV Waza został zmuszony do poniechania projektu. Nie powiodły mu się próby zwiększenia zasobów skarbu, motywowane koniecznością wydatków na wojsko.
Korzystająca z owoców „złotej wolności” szlachta nie życzyła sobie wmieszania Rzeczypospolitej w toczącą się w najbliższym sąsiedztwie wojnę trzydziestoletnią. Nie chciała w niej uczestniczyć nawet za cenę odzyskania Śląska; o objęcie zwierzchnictwa nad tą ziemią prosił w 1634 roku Władysława IV Wazę wygnany stamtąd przywódca stronnictwa protestanckiego, książę brzesko-legnicki Jan Chrystian, wywodzący się notabene z dynastii Piastów. Bardziej konkretny projekt przedstawiła królowi dyplomacja francuska za wspólny sojusz antyhabsburski i uderzenie na cesarza od wschodu obiecywała ona pomoc w zajęciu Śląska. Władysław IV dostrzegał jednak liczne przeszkody, stojące na drodze do realizacji tej propozycji.
Powiodło mu się natomiast zabezpieczenie wschodniej granicy państwa, na której w 1632 roku doszło do nowego konfliktu. Armia rosyjska, dowodzona pracz bojara Szeina, obiegła wtedy Smoleńsk, mocno jednak ufortyfikowany przez Polaków. Władysław IV Waza pospieszył na odsiecz twierdzy, a jego sukcesy militarne zmusiły Moskwę do podpisania pokoju w Polanowie (czerwiec 1634 roku); Polska zachowywała wszystkie zdobycze terytorialne, przyznane jej w rozejmie deulińskim, król polski zaś zrzekał się pretensji do tronu carskiego.
Mniejszym realistą politycznym okazał się Władysław IV w dziedzinie stosunków ze Szwecją również bowiem i on żywił nadzieję na uzyskanie korony szwedzkiej. Mimo to potrafił doprowadzić do pewnego odprężenia we wzajemnych stosunkach obu tych państw. Po sukcesach odniesionych na froncie moskiewskim udało mu się z kolei zmusić Szwecję do wycofania garnizonów z portów i miast pruskich oraz do uznania wolności handlu wiślanego. O ile jednak Prusy Królewskie wracały do Polski, to Inflanty zostawały w ręku wroga nic więc dziwnego, iż król, podpisując niezaszczytny dla siebie rozejm (12 września 1635 roku w Sztumskiej Wsi), uważał go tylko za chwilowe zawieszenie broni. Tymczasem sejm odmówił Władysławowi IV poparcia w dalszej walce ze Szwecją, Gdańsk zaś nie chciał płacić Polsce ceł przyznanych jej w rozejmie sztumsdorfskim. W tej sytuacji król, choć z ciężkim sercem, musiał zrezygnować z planów aktywizacji polityki morskiej, której miała służyć rozbudowa własnej floty wojennej (z portem we Władysławowie na Helu). Po roku 1641 zawieszono tam wszelkie dalsze prace, a pozostałe okręty sprzedano.
Szukając sprzymierzeńców przeciwko Szwecji, Władysław IV zwrócił oczy ku cesarzowi Ferdynandowi II; małżeństwo króla z córką Ferdynanda, Cecylią Renatą (wrzesień 1637 roku), miało przypieczętować odnowienie sojuszu Habsburgów z Wazami. Przyniósł on jednak rezultaty niewspółmierne do pokładanych nadziei. Prawdą jest, że nie znajdując spodziewanego poparcia w cesarzu, nowy elektor brandenburski, Fryderyk Wilhelm, zdecydował się na złożenie w Warszawie hołdu lennego z tytułu obejmowanych Prus Książęcych (październik 1641 roku) oraz na przyjęcie warunków polskich (kontrola władzy Rzeczypospolitej nad obroną księstwa i jego portami, przyznanie poddanym elektora prawa apelacji do króla). Był to ostatni hołd pruski w naszych dziejach. Polska otrzymała również od Habsburgów w zastaw księstwa opolskie i raciborskie (1644) tytułem należności za posag obu żon Zygmunta III oraz małżonki Władysława IV – Cecylii Renaty. Ta czasowa cesja nastąpiła jednak na warunkach mało korzystnych dla Władysława IV. Równocześnie zaś zostały ostatecznie przekreślone możliwości poszerzenia polskich posiadłości nad Bałtykiem po śmierci księcia zachodniopomorskiego Bogusława XIV (1637) jego niezawisłe dotąd księstwo przeszło pod władzę Szwedów. Polska odzyskała jedynie dwa lenna (Lębork i Bytów|, które przyłączono do Prus Królewskich. Próba rewindykacji ziemi słupskiej, podjęta również przez Władysława IV, zakończyła się natomiast kompletnym fiaskiem.
W fakcie, że sojusz z cesarzem nie przyniósł spodziewanych korzyści, należy upatrywać jednej z przyczyn zbliżenia się Władysława IV do Francji po śmierci Cecylii Renaty pojął on za żonę księżniczkę Ludwikę Marię Gonzagę de Nevers, która przybyła do Warszawy w marcu 1646 roku. Nie oznaczało to jednak ściślejszego wiązania się z obozem wrogim Habsburgom. Władysław planując na szeroką skalę wojnę z Turcją, chciał mieć w tej rozgrywce zapewnioną życzliwość Francji. Militarnych sojuszników planowane kampanii upatrywał zaś w Kozakach.